(ur. 1950)

Wybitny pisarz izraelski piszący w języku hebrajskim, poeta, prozaik, tłumacz i edytor. Urodził się w Haifie, ukończył studia anglistyczne i politologiczne w 1974 r. Debiutował książką prozatorską "Urodziny". Wydał 12 tomów oryginalnej twórczości, zarówno prozę, jak i poezję, z przewagą tej ostatniej. Tłumacz Whitmana, Conrada, Faulknera, Hemingwaya, Bellowa i wielu innych. W latach 1995 - 1996 był naczelnym redaktorem wydawnictwa "Gvanim". Opublikował antologię "My Yellow Robe. The Holocaust in the Poetry of the Second Generation", której podtytuł definiuje pokoleniowo poezję, której Peled jest znamienitym przedstawicielem. Pokolenie pogrobowców Holocaustu, dla którego jednak straszny los ich rodzin wrył się głęboko w zbiorową świadomość, pozostając niezatartym bolesnym dziedzictwem. Daje temu przejmujący wyraz cykl wierszy Peleda, z którego część drukujemy. Niedawno ukazał się angielski wybór wierszy Odeda Peleda z lat 1973 - 2005 "Opening" (Otwarcie). Peled uczestniczył w wielu europejskich festiwalach poetyckich, m.in. w głośnym festiwalu berlińskim w 1989 r., w 1994 r. był pisarzem rezydentem uniwersytetu w Oksfordzie. W uznaniu za swą twórczość Peled został uhonorowany Nagrodą Premiera Państwa Izrael za tłumaczenia (1990) i dwukrotnie za twórczość poetycką (w latach 1997 i 2007).

Reklama

p

Dzień w dzień pracuję w kawiarni Carmel przy kuchennym zlewie
i słyszę brzęk kieliszków marząc o twej smukłej postaci w blasku świec w mym pokoiku
z Van Goghiem na ścianie i brzmiącymi w powietrzu wierszami Cocteau -
Przez całą noc słuchałem pieśni Joan Baez i własnego głosu z taśmy, gdy
czytałem "Urodziny", zagubione słowa, język zapomniany -
Cóż to za życie? - ulewa w połowie maja, lecz słońce
blaskiem w twarz mnie uderza, gdy wychodząc z metra na ostatniej stacji
nurzam się w świetle w wyblakłych dżinsach młodego poety - słońce
jawi się w mych snach, blade, w rozdartym wnętrzu chmur -
Przez całą noc słuchałem Joan Baez przez całą noc do zapomnienia
o samotnej śmierci w ten jeszcze jeden stracony dzień -









Reklama

O zmierzchu (najlepsza pora rozmyślań) siedziałem przy
swym okrągłym biurku i otwartych drzwiach - śledząc swój ruchomy cień
na ścianie, pojąłem świętość czasu -
"Czas przeszły i czas przyszły jeden kres wskazują
który jest wiecznie teraźniejszy" - pisał Eliot, tak, potęgę czasu
uchwyciłem przez chwilę, bowiem w chwilę potem jej cząstki płynęły
ku następnej chwili napełniając kocioł czasu
który nigdy nie jest ani pusty, ani przepełniony.






Siwy-siwy wiatr siecze mnie, mgła przenika żywe ciało, wiatr
przewiewa skroś trzy pnie przydrożne tchnąc nadzieję trawie -
cóż to za życie?
O północy wracam do mego pokoju, zapalam świecę i słucham
Koncertów Branderburskich
samotny, ćwicząc wariacje wewnętrznego spokoju, a moje serce bije
głośno, solo, jak blady wiersz świecący w ciemności.





przełożył Leszek Elektorowicz