Chodzi o Magdalenę Hemerling, która wydała kontrowersyjny w ocenie rządzących wyrok, przebywając na delegacji w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Miało to miejsce na początku października br. W orzeczeniu tym przesądzono, że zakaz dyskryminacji ze względu na płeć oznacza też zakaz dyskryminacji ze względu na tożsamość płciową (sygn. akt V Ca 2686/19). Niedługo potem, jak wynika z naszych informacji, sędzi nie została przedłużona delegacja. W tle jest również konflikt z kierownictwem SO w Warszawie.
‒ Magdalena Hemerling we wrześniu usłyszała propozycję przejścia do wydziału pierwszoinstancyjnego naszego sądu, na co się nie zgodziła – mówi DGP Zbigniew Podedworny, sędzia SO w Warszawie, który orzeka w tym samym wydziale co sędzia Hemerling.
W efekcie z początkiem listopada sędzia będzie musiała wrócić do orzekania w swoim sądzie macierzystym, czyli w jednym ze stołecznych sądów rejonowych.
Sąd Okręgowy w Warszawie nie odniósł się na razie do naszych pytań. Z kolei Ministerstwo Sprawiedliwości w krótkiej odpowiedzi wyjaśniło, że Magdalena Hemerling została delegowana na okres sześciu miesięcy, który upływa 31 października 2020 r. „Do dziś do Ministerstwa Sprawiedliwości nie wpłynął z właściwego sądu wniosek o przedłużenie tej delegacji” – zapewnił resort.
Wpływ bezpośredni i pośredni
‒ Ta sprawa jak w soczewce po raz kolejny pokazuje, że w Polsce mamy poważny problem z prawem do niezależnego sądu. Minister sprawiedliwości, korzystając z przysługującego mu, niczym nieskrępowanego prawa do delegowania sędziów, ma bowiem realny wpływ na obsadę składów sędziowskich. Może działać w sposób bezpośredni lub za pośrednictwem prezesów, których sam przecież wskazuje. Ci mogą wnioskować o przedłużenie delegacji konkretnego sędziego bądź tego nie robić. W przypadku pani sędzi Hemerling wygląda na to, że zbiegły się interesy ministra i prezesa sądu – komentuje Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Jak dodaje, takie przypadki wywołują również efekt mrożący.
‒ Jest to bowiem jasny sygnał dla sędziów będących na delegacji, że w przypadku wydania orzeczenia, które nie spodoba się władzy, będą musieli się pakować i wracać do sądów macierzystych – komentuje Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
A najlepszym dowodem na to, że efekt taki występuje już w SO w Warszawie, są reakcje tamtejszych sędziów, z którymi rozmawialiśmy.
Niezgodnie z linią
O tym, że obecnej władzy z prawami osób LGBT jest nie po drodze, nie trzeba nikogo przekonywać. Nic więc dziwnego, że zdaniem warszawskich sędziów nieprzedłużenie sędzi Hemerling delegacji to swego rodzaju kara.
‒ Jestem pewny, że gdyby sędzia Hemerling nie wydała takiego wyroku, jej delegacja by się tak nagle nie zakończyła – mówi nam jeden z sędziów SO w Warszawie.
Jednakże nie da się zaprzeczyć, że pion pierwszoinstancyjny, do którego chciała skierować sędzię prezes SO w Warszawie, jest jednym z, o ile nie najbardziej, obciążonym wydziałem w Polsce.
– Problemy organizacyjne sądu nie powinny jednak blokować zdolnym, ambitnym sędziom możliwości rozwoju – zaznacza sędzia Podedworny.
Pozytywnie o sędzi Hemerling wypowiadają się także inni sędziowie warszawscy.
‒ To jest naprawdę sumienny sędzia, a do tego świetny, myślący prawnik. Ten wyrok nie był wydany pod wpływem sympatii czy emocji. To była po prostu świetna prawnicza robota – słyszymy od jednego z sędziów z SO w Warszawie.
Nieodosobniony przypadek
To oczywiście nie jest pierwszy raz, kiedy sędzia nie ma możliwości kontynuować delegacji do sądu wyższego rzędu z powodów – jak się wydaje pozamerytorycznych. W 2016 r. głośno było o innej warszawskiej sędzi, Justynie Kosce-Janusz. Przed laty prowadziła ona proces w sprawie Zbigniewa Ziobry, który pozwał byłego prezesa PZU za zniesławienie. Obecny minister sprawiedliwości przegrał ten spór, a część sędziów uznała, że cofnięcie delegacji było swego rodzaju zemstą za tamten wyrok. Oczywiście wszystko to pozostaje w sferze domysłu, gdyż, zgodnie z prawem, MS nie musi uzasadniać swojej decyzji o cofnięciu bądź nieprzedłużeniu delegacji.
Kolejnym warszawskim sędzią, który nie poznał powodów cofnięcia jej delegacji do sądu okręgowego, jest Katarzyna Kruk, znana z zaangażowania w ruch sprzeciwiający się temu, co politycy robią z wymiarem sprawiedliwości.
– Pismo o tym informujące zawierało tylko jedno zdanie. Nie było ani słowa uzasadnienia – opowiada sędzia Kruk.
To wszystko powoduje, że część środowiska sędziowskiego, na czele z Iustitią, od dawna postuluje, żeby usunąć z prawa przepisy pozwalające ministrowi delegować sędziów do sądów wyższych instancji. Ich zdaniem są one wygodnym narzędziem nacisku.
‒ To jest problem systemowy, który wybrzmiał w treści pytań prejudycjalnych skierowanych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej przez sędzię Annę Bator-Ciesielską – mówi prezes Iustitii.
Przypomnijmy, sędzia zapytała m.in., czy zgodne z prawem unijnym są rozwiązania pozwalające ministrowi w każdej chwili w sposób arbitralny cofnąć sędziemu delegację, a powody takiej decyzji są nieznane i nie można się od niej odwołać do sądu.
‒ Liczę na to, że TSUE wyda orzeczenie, które doprowadzi do usunięcia z naszego porządku prawnego delegacji w takim kształcie, jak to ma miejsce obecnie – kwituje sędzia Markiewicz.
Immunitety sędziowskie na wokandzie ID SN
Nie przestanę orzekać niezależnie od tego, jaka dziś zapadnie decyzja – deklaruje Igor Tuleya, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie. Dziś Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego ma podjąć decyzję w sprawie uchylenia mu immunitetu. Sędzia stoi jednak na stanowisku (powołuje się przy tym na orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz styczniową uchwałę trzech połączonych izb SN), że ID SN nie jest sądem.
Z kolei wczoraj ID SN pochyliła się nad sprawą opolskiej sędzi Ireny Majcher, której uchylić immunitet chciała (podobnie jak w przypadku sędziego Tuleyi) Prokuratura Krajowa. Śledczy zamierzają postawić sędzi zarzut niedopełnienia obowiązków. Majcher nie przymusiła jednej ze spółek działających na Opolszczyźnie, aby ta przerejestrowała się z dawnego Rejestru Handlowego B do Krajowego Rejestru Sądowego. W efekcie majątek firmy przejęło państwo. O rzekomym niedopełnieniu obowiązków przez opolską sędzię poinformował śledczych właściciel spółki. Postawienie zarzutów i skazanie sędzi w procesie karnym otworzyłoby mu bowiem drogę, by żądać od Skarbu Państwa 1,5 mln zł odszkodowania.
W I instancji sąd dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu nie zgodził się na uchylenie sędzi immunitetu. Od tego rozstrzygnięcia PK odwołała się do ID SN. Podczas wczorajszego posiedzenia obrońcy sędzi Majcher wnioskowali o wyłączenie ze składu orzekającego Tomasza Roberta Przesławskiego oraz Ryszarda Witkowskiego. W przypadku tego pierwszego chodziło o jego powiązania z ministrem sprawiedliwości, zaś argument przeciwko orzekaniu przez tego drugiego opierał się na tym, że jeszcze nie tak dawno przełożonym Witkowskiego, który do SN przeszedł z prokuratury, był Bogdan Święczkowski, prokurator krajowy, który z kolei nadzorował sprawę sędzi Majcher. Z powodu problemów z protokołowaniem obrońcy złożyli również wniosek o nagrywanie przebiegu posiedzenia. W chwili zamknięcia numeru nie była jeszcze znana decyzja ID SN.