Mężczyzna nie trafi jednak do więzienia. Sąd zaliczył pobyt oskarżonego w areszcie i uznał, że orzeczone w środę kary zostały już w całości wykonane. Grzegorz W. był prezesem PZU Życie ponad dwadzieścia lat temu. Podpisywano wówczas m.in. umowę prywatyzacyjną PZU z Eureko i BIG Bankiem Gdańskim. Krótko potem został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze, a prokuratura oskarżyła go o narażenie PZU Życie na straty. Mężczyzna spędził w areszcie łącznie prawie trzy lata.

Reklama

Wyrok wydany w poniedziałek przez Sąd Okręgowy w Warszawie kończy rozpoczęty w 2013 r. przed tym sądem proces, w którym Grzegorz W. został oskarżony o m.in. niedopełnienie obowiązków, spowodowanie szkody majątku PZU Życie, i wystawienie przez należącą do niego stadninę koni w Plękitach kilku faktur na ok. 700 tys. zł za prace w rzeczywistości niewykonane.

Sąd uznał w środę W. winnym jedynie ostatniego czynu. W ustnych motywach wyroku sędzia Dorota Radlińska powiedziała, że zarzut ten znalazł uzasadnienie w materiale dowodowym i został w pełni potwierdzony przez świadków. Jak podkreśliła sędzia, zarówno główny świadek, jak i ówcześni pracownicy stadniny koni zeznali, że nie spółka ta zajmowała się żadnymi remontami, a wszystkie kwestionowane faktury były fikcją.

Warszawski sąd umorzył też w środę sprawę w zakresie reszty przypisywanych W. czynów. Chodzi o zarzuty związane ze spowodowaniem szkody majątku PZU poprzez m.in. niedopełnienie obowiązków. Sąd uznał w środę, że prokurator zarzucił W. popełnienie tych czynów nieumyślnie. W konsekwencji zarzut ten uległ przedawnieniu już w momencie jego stawiania.

Według sądu niedopełnienie obowiązków przez byłego prezesa PZU Życie nie było umyślne. Sędzia zwróciła też uwagę, że wyrządzona firmie szkoda nie miała bezpośredniego związku niedopełnieniem obowiązków przez W.

"Kara jest rażąco surowa"

Reklama

Po wyjściu z sali sądowej do tego rozstrzygnięcia odniósł się w rozmowie z Polską Agencją Prasową obrońca Grzegorza W. adwokat Witold Kabański. Jego zdaniem orzeczona w środę kara jest rażąco surowa. - Nawet jeżeli przyjąć, że jest on sprawcą tego czynu i go popełnił, to dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności i grzywna jest karą rażąco surową. Jest to trochę salomonowe wyjście z tej sytuacji, bo jeśli kara byłaby w zawieszeniu, to wtedy mój klient mógłby ubiegać się o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie - powiedział mec. Kabański.

Adwokat podkreślił przy tym, że Grzegorz W. był właścicielem stadniny, a nie członkiem zarządu, który wystawiał sporne faktury. Mecenas zapowiedział wystąpienie o uzasadnienie pisemne wyroku i nie wykluczył złożenia apelacji.

Proces, w którym zapadło środowe orzeczenie, to nie była jedyna sprawa Grzegorza W. W 2002 r. do sądu trafił akt oskarżenia w głównym procesie mężczyzny. Oskarżono go m.in. o działanie na szkodę spółki, straty w wysokości 173,5 mln zł oraz o fałszowanie dokumentów. Proces ruszył pod koniec maja 2003 r. Jednak rok później sąd zdecydował o zwrocie sprawy prokuraturze. Przed sądem podważono opinię biegłej, która zawyżyła wysokość strat, jakie przypisano W.