7-letnia Kaja z Krakowa, która we wrześniu zaczęła naukę, zawsze była grzeczna i spokojna. "Taka kochana córeczka, która wszystko rozumie i rzadko się sprzeciwia" - opowiada jej mama Agnieszka. Ostatnio bardzo się jednak zmieniła. Zaczęła mieć własne zdanie na każdy temat i wygłaszać je w kategoryczny sposób. Coraz częściej zdarza jej się również wobec rodziców "pyskować".

Reklama

"Nie wiem, co się z nią dzieje" - martwi się matka. "Poza tym jeszcze niedawno uwielbiała szkołę, a teraz nie chce do niej chodzić. Codziennie rano mówi, że boli ją brzuch. Denerwują ją koleżanki i przeżywa każdą wypowiedź nauczycielki na swój temat. Ostatnio płakała, bo wychowawczyni, chwaląc uczniów za dobrze rozwiązane zadania, nie wymieniła jej nazwiska" - mówi.

Czy mama Kai ma powody do zmartwienia? Specjaliści uspokajają, że nie. "Dzieci w tym wieku mają problemy z adaptacją w nowym środowisku. Stają się płaczliwe i najchętniej wróciłyby do przedszkola" - tłumaczy pedagog szkolna z Poznania. Bo kryzys siedmiolatka ma wiele wspólnego ze szkołą. "Dla wielu siedmiolatków szkoła to miejsce, gdzie są po raz pierwszy oceniani i rozliczani. Niektórzy bardzo to przeżywają" - wyjaśnia pedagog Urszula Moszczyńska.

Z emocjami wyraźnie nie radzi sobie 7-letnia Zosia z Warszawy. Jej rodzice zauważyli, że stała się milcząca, nawet melancholijna. Często siada przy oknie i długo pisze coś w zeszycie. Nie pozwala nikomu do niego zaglądać, choć jeszcze kilka miesięcy temu chwaliła się każdą literką i rysunkiem. Gdy chcą się dowiedzieć, czy coś złego się stało, krzyczy, że ma dość pytań. Zosia coraz częściej daje też mamie i tacie do zrozumienia, że nie znają się na matematyce lub angielskim tak dobrze jak nauczyciele.

Psycholodzy radzą, by w takiej sytuacji zachować zimną krew. "Rodzice muszą pogodzić się, że przestali być dla dzieci jedynym autorytetem. Często nie potrafią. Ojcowie są wściekli, gdy słyszą, że pan od WF lepiej od nich kopie w piłkę" - mówi Małgorzata Ohme. Tymczasem przeżywające kryzys siedmiolatki potrzebują przede wszystkim cierpliwości. "Nie wolno na nie krzyczeć, bo i tak są zestresowane. Nie wolno stawiać wygórowanych wymagań. A najlepiej chwalić je za każde najmniejsze osiągnięcie" - przekonuje dr Elżbieta Supryn z Uniwersytetu dla Rodziców.

p

KLARA KLINGER: Dlaczego siedmiolatki przechodzą kryzys?
MAŁGORZATA OHME*:
Siódmy rok życia to przełomowy moment w życiu dziecka - to przejście z okresu przedszkolnego do szkolnego; z jednej komnaty rozwoju do drugiej. Ten proces nazywamy kryzysem, gdyż bardzo często jest on gwałtownie przeżywany. Bo zmieniają się stare struktury psychiczne, myślowe, emocjonalne, osobowościowe, które dziecko opanowało i dzięki którym miało poczucie bezpieczeństwa. Przechodząc z jednego poziomu rozwoju nadrugi, dziecko ma prawo zachowywać się impulsywnie, być rozkojarzone, mieć problemy z samokontrolą. I to jest bardzo trudny dla niego moment.

Reklama

Jak zauważyć pierwsze objawy kryzysu?
Jego gwałtowność zależy od temperamentu dziecka. Po pierwsze, zmienia się sposób myślenia dziecka: z przedoperacyjnego (opartego na dużym udziale fantazji i wyobrażeń) na konkretne. Po drugie, dziecko zyskuje kontrolę nad własnymi przeżyciami, ma swój wewnętrzny świat. Zaczyna mieć własne tajemnice, nie zawsze mówi, co myśli. Zamyka się. W jego życiu pojawia się też pierwsza rola społeczna: rola ucznia. Musi nauczyć się współpracy i współdziałania. Zanim mały człowiek zacznie dobrze funkcjonować w nowej sytuacji, musi minąć trochę czasu. Rodzice muszą mu te zmiany tłumaczyć i wspierać go.

Wygląda na to, że rozpoczęcie nauki to dla dziecka prawdziwa rewolucja.
I to nie tylko dla niego, bo także dla rodziców. Dotychczas byli jedynymi autorytetami w jego życiu, a teraz pojawiają się nowe. Nie wszyscy rodzice sobie z tym radzą. Niektórzy odbierają to jako zagrożenie własnych kompetencji i wdają się w walkę z dzieckiem, polegającą na podważaniu tych nowych autorytetów. A tymczasem powinni te zmiany spokojnie zaakceptować. Także i to, że dziecko się zamyka, przestaje im mówić o wszystkich swoich sprawach. Co wcale nie znaczy, że ich nie potrzebuje.

Jak można wtedy pomóc siedmiolatkowi?
Jeśli dziecko przeżywa kryzys, to ten kryzys pośrednio przeżywa również jego rodzina i musi się do niego dostosować. Siedmiolatek uczy się maskować swoje uczucia. Zaczyna być zamyślony, jest nieufny nawet wobec najbliższych, a oni często odczytują te zachowania jako coś niepokojącego. Martwią się, że coś się złego zdarzyło. Niepotrzebnie. Wydaje się, że dziecko nie potrzebuje już rodziców, a to nieprawda. Ono tylko swoim zmienionym zachowaniem komunikuje: ja nie potrzebuję już od was tego, co do tej pory, tylko czegoś innego. Rodzice muszą więc przeformułować swoje role, muszą próbować zajrzeć za maskę, którą przyjmuje dziecko. Ale równocześnie powinni szanować jego tajemnice.

*Małgorzata Ohme jest psychologiem ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.