Do śmiertelnego potrącenia jadącej rowerem dziennikarki Anny Karbowniczak doszło we wrześniu 2020 roku w pobliżu miejscowości Brzekiniec (Wielkopolskie), na drodze między Wągrowcem a Budzyniem. 35-letnia rowerzystka zginęła na miejscu. Sprawca uciekł.
O nieudzielenie pomocy kobiecie prokuratura oskarżyła trzy osoby: kierowcę Macieja N. oraz pasażerów auta Oliwię P. i Mateusza C. W trakcie postępowania Maciej N. oraz pasażerka samochodu złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze. W listopadzie ub. roku Sąd Rejonowy w Wągrowcu uznał winę oskarżonych i wymierzył Maciejowi N. karę roku pozbawienia wolności z warunkowym zwieszeniem jej wykonania na okres 3 lat. Oliwia P. została skazana na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Maciej N. oraz Oliwia P. zostali także objęci dozorem kuratora, ponadto co 3 miesiące muszą pisemnie informować sąd o przebiegu próby. Sąd wymierzył wobec nich także kary grzywny.
Mateusz C. nie chciał dobrowolnie poddać się karze; jego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania. Proces mężczyzny rozpoczął się we wtorek przed Sądem Rejonowym w Wągrowcu. Mężczyzna przyznał się w sądzie do zarzucanego mu czynu, ale odmówił składania wyjaśnień.
Mateusz C. skazany
Po przesłuchaniu świadków, sąd wysłuchał mów końcowych i wydał wyrok skazujący Mateusza C. na karę 9 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Obciążył go także kosztami sądowymi.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Anna Filipiak podkreśliła, że "nie ulega jednak wątpliwości, że oskarżony nie udzielił pomocy człowiekowi, który znajdował się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia. Ustawa nie wymaga, by sprawca miał się upewnić co do tego, że inny człowiek znajduje się w sytuacji zagrożenia – wystarczająca jest świadomość takiej możliwości" – mówiła.
Jak wskazała, "oskarżony nie tylko miał świadomość, ale wręcz musiał być pewny krytycznego położenia ofiary wypadku, wszak był pasażerem pojazdu, który kolidował z rowerzystką".
Sędzia przypomniała, że z opinii biegłego wynika, że Anna Karbowniczak zmarła śmiercią nagłą, ale nie natychmiastową. Jak wskazała, "czas przeżycia od urazu do śmierci wynosił kilka minut i – jak wynika z opinii medycznych – czynności ratunkowe nie przyniosłyby pożądanego rezultatu". Dodała jednak, że "dla zaistnienia tego przestępstwa nieistotne jest to, czy działania, którego sprawca zaniechał, rzeczywiście przyniosłoby ratunek. Człowiek ma obowiązek niesienia pomocy nawet, gdy szanse uchylenia niebezpieczeństwa są niewielkie.
Oskarżony pomocy takiej mógł udzielić, bez narażania siebie, ani jakichkolwiek innych osób na jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu – nie zachował minimalnych standardów. Nie podjął żadnych działań ratunkowych. Nie wykonał nawet anonimowego telefonu na pogotowie ratunkowe – po prostu oddalił się z pozostałymi z miejsca zdarzenia – wskazała sędzia.
Dodała, że "oskarżony musiał zdawać sobie sprawę, że wyłącznie od niego i jego towarzyszy zależy podjęcie akcji ratowniczej". Miał czas i warunki, był moment na refleksję, na zrewidowanie swojej postawy wobec nie tylko prawnego, ale też przede wszystkim moralnego i etycznego obowiązku – obowiązku solidarności z człowiekiem potrzebującym pomocy. Swojego postępowania nie skorygował. Trzymał w ręku telefon, ale zamiast na pogotowie dzwonił po brata kierującego, powodowany wyłącznie własnym interesem i obawą o własny los – wskazała sędzia.
Wyrok wydany we wtorek nie jest prawomocny.