Mikołaj Mędrala, szóstoklasista z podstawówki w Warszawie, codziennie do szkoły dźwiga blisko 10-kilogramowy plecak. Sam waży trochę ponad 50 kg. Tymczasem według ekspertów optymalna waga tornistra nie powinna przekraczać dziesięciu procent masy ciała dziecka. Młodsi uczniowie mogą nosić na plecach najwyżej 4 kg, a starsi do 7 kg.

Reklama

70 milionów na nowe szafki

"Czasem mam problem z dodźwiganiem wszystkiego do szkoły i najchętniej część rzeczy, choćby buty na zmianę, zostawiałbym w niej, a nie nosił w tę i z powrotem" skarży się nam Mikołaj. "Niestety, nauczyciele na każde zajęcia każą nam nosić komplet książek, zeszytów i ćwiczeń, a one strasznie dużo ważą" - dodaje uczeń.

On i jego koledzy niedługo przestaną się męczyć, bo jak dowiedział się DZIENNIK, MEN wpisał polecenie do "ustawy w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych oraz niepublicznych szkołach i placówkach" - by szkoły zakupiły dla swoich uczniów szafki na książki.

Reklama

>>>Wielka wojna o przeładowane tornistry

Sanepid od kilku lat alarmuje, że tornistry polskich uczniów są o wiele za ciężkie, co poważnie zagraża zdrowiu dzieci. "To jest podstawowy powód, dla którego chcemy skłonić szkoły do zakupu szafek na podręczniki, przybory szkolne czy buty na zmianę. Nie może być tak, że uczniowie narażają swoje kręgosłupy, nosząc w plecakach ciężary" - mówi nam Barbara Milewska, rzecznik prasowy MEN.

Szafki mają się pojawić najpierw w szkołach podstawowych. "Chcemy, by szkoły kupiły je w ramach dostosowania się do przyjęcia sześciolatków, którzy naukę w podstawówkach zaczną już we wrześniu 2009 roku" - dodaje Milewska. Dlatego pieniądze na szafki mają pochodzić z zarezerwowanych przez resort 70 mln na przystosowanie szkół dla młodszych dzieci.

Reklama

To pozorowane działanie ministerstwa

Tymczasem wobec pomysłu MEN sceptyczni są dyrektorzy i nauczyciele. "Z jednej strony, kiedy czasem podnoszę plecak należący do ucznia, jestem załamana tym, ile dzieciaki dźwigają, z drugiej, jak myślę o niektórych małych szkołach z wąskimi korytarzami, to nie wyobrażam sobie, gdzie by takie szafki miały stanąć" - mówi nam nauczycielka wychowania fizycznego z Warszawy Anna Rybacka-Nikiel.

Pewne obawy ma też Iwona Sobka, dyrektorka szkoły podstawowej w Dobczynie koło Warszawy: "To takie pozorowane działanie ministerstwa" - mówi nam Sobka. "Resort coś wymyśla, ale to same szkoły będą musiały przekonać samorząd, że te szafki są naprawdę potrzebne, i rozwiązać wszystkie związane z nimi problemy, jak choćby ten, czy dzieci mają mieć dwa komplety podręczników: szkolne i domowe" - dodaje.

Przez szafki mogą być spore problemy

Za to Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty podkreśla, że jeżeli szafki mają służyć dostosowaniu szkół do sześciolatków, to warto podjąć taki trud.

"To może naprawdę ułatwić start w szkole maluchom, sprawić, że będzie dla nich przyjaźniejsza" - mówi nam Pleśniar. "Nie powinno to być jednak rozwiązywane za pomocą ministerialnych nakazów, tylko wskazania standardu, do jakiego powinny dążyć szkoły. Nakaz może spowodować w wielu szkołach - tych, którym zabraknie na szafki pieniędzy lub nie będą miały gdzie ich umieścić - tylko spore problemy. Standard pokazywałby po prostu, do czego szkoły powinny dążyć, i dać im na to potrzebny czas"- dodaje.