Specsłużby chciały tę informację zachować w tajemnicy, bo napromieniowane papierosy skonfiskowano już 21 grudnia. Ich właścicielem był Azjata, który ma prawo stałego pobytu w Polsce. Serwis TVP Info - który dowiedział się o sprawie - twierdzim, że papierosy były wyprodukowane w Polsce. To oznacza, że wywożono je z Polski do innego kraju, by tam je napromieniować.
Azjata został zatrzymany, ale tylko na krótko. Śledczy stwierdzili, że nie musiał wiedzieć, iż materiał, który ma przy sobie jest groźny dla zdrowia i życia. Potwierdza to Krzysztof Liedl, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem. Według Liedla często "testerzy" nie wiedzą nawet, że mają w swoich bagażach niebezpieczny przedmiot.
"Chciałbym wierzyć, że to zbieg okoliczności, ale znam dwa przypadki, gdzie dokonano swoistego testu przejść zabezpieczeń przejść granicznych" - opowiada Liedel serwisowi TVP Info.
"W jednym przypadku osoba miała przy sobie skażony przedmiot historyczny, który legalnie chciała wwieźć do jednego z krajów. Przeszła z nim przez 3-4 lotniska. Ustalono, że była to próba testowania środków bezpieczeństwa. Z pewnością polskie służby sprawdzą, czy w i przypadku papierosów na Okęciu nie było podobnie" - dodaje Liedel.
Śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura rejonowa na Ochocie. Wspiera ją wydział d.s terroru kryminalnego komendy stołecznej. Własne działania prowadzi też ABW.
Straż graniczna warszawskiego Okęcia musiała poinformować specsłużby o bardzo groźnym znalezisku. W bagażach Azjaty, który przyleciał z Bangkoku był skażony radioaktywnie towar. Kartony papierosów były napromieniowane tak, jakby miały testować czujniki radiologiczne. Sprawę bada ABW, wydział terroru komendy stołecznej policji i prokuratura.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama