Kasa się zgadzała, stanowiska nie było, PiS zadowolony. Myślę, że PiS zbudowało takich funkcji w Polsce. Nie jedną, nie dwie, tylko tysiące. PiS systemowo dla swoich ludzi nauczyło się wyciągać pieniądze z budżetu państwa - mówił w Radiu ZET przewodniczący Klubu Parlamentarnego Lewicy
Jego zdaniem "PiS robi to z premedytacją, ale w świetle prawa, bo to nie jest nielegalne". - Jeżeli siostra pana premiera nie świadczyła pracy, a brała pieniądze, to jest nielegalne - dodał. - Ale jeżeli np. była w fotelu doradcy, który się tam gdzieś miał pojawić, to już było legalne. PiS robi to systemowo, to znaczy powołuje setki doradców w spółkach, spółeczkach i ci doradcy robią kasę. Nic nie robią, pojawiają się raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc, ale kasa leci - powiedział.
Ustalenia dziennikarzy i oświadczenie Anny Morawieckiej
Jak wynika z ustaleń dziennikarzy "Gazety Wyborczej" oraz "Nowej Gazety Trzebnickiej" siostra premiera - Anna Morawiecka - była zatrudniona w urzędzie miasta w Trzebnicy, ale - jak twierdzą źródła tych mediów - nie pojawiała się w pracy, a fakt jej zatrudnienia miał być utrzymywany w tajemnicy.
"Artykuł 'Gazety Wyborczej' zawierał wiele nieprawdziwych informacji na mój temat; moja praca była jak najbardziej realna, zgodna z oczekiwaniami pracodawcy i udokumentowana" - napisała Anna Morawiecka w oświadczeniu dotyczącym tekstu "Na fikcyjnym etacie". "Ze wszystkich określonych wobec mnie obowiązków wywiązałam się zgodnie z umową. Moją pracę przerwała choroba nowotworowa" - dodała.
Anna Morawiecka zapowiedziała jednocześnie, że wystąpi do redakcji z żądaniem sprostowania nieprawdziwych informacji zawartych w artykule. "W przypadku braku sprostowania nieprawdziwych treści skieruje sprawę na drogę sądową" - oświadczyła Morawiecka.
Sprawę skomentował też kilka dni temu podczas konferencji prasowej w Ząbkach premier Mateusz Morawiecki. Jak mówił, nie czytał artykułu. - Mam przekonanie, że praca wykonywana była rzetelnie, realnie, a w świetle tego typu informacji, jeśli zostały przedstawione, to zapewne strony się spotkają w sądzie. Tam można będzie ostatecznie wykazać prawdę, bo jak inaczej postępować wobec różnego rodzaju kalumnii i insynuacji - powiedział szef rządu.