Ministerstwo Sportu i Turystyki dowie się, czy nasze dziecko tyje, ile wytrzymuje w podporze i jak szybko biega. Cel jest szczytny: dane dotyczące stanu zdrowia uczniów mają posłużyć do walki z otyłością i niską sprawnością fizyczną. Specjaliści w dziedzinie ochrony prywatności biją na alarm z powodu sposobu, w jaki pomysł jest wprowadzany.
Po pierwsze, chodzi o to, że nowelizacja ustawy o sporcie znalazła się w regulacjach ograniczających najmłodszym dostęp do pornografii, które przygotował resort cyfryzacji. W tym projekcie są też planowane zmiany dotyczące refundacji leków.
Widać, że strona rządząca chce za wszelką cenę podomykać tematy do końca kadencji, wprowadzając przepisy zupełnie niezgodnie ze sztuką - zauważa Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.
Po drugie, wpisanie wyników dziecka do bazy będzie niezależne od woli rodzica. – Jeżeli te przepisy wejdą w życie, wprowadzanie danych do systemu będzie obowiązkowe, tak jak pozostałe zadania nauczycieli i szkół związane z realizacją podstawy programowej - wyjaśniają urzędnicy MSiT.
Sprzeciw mógłby rodziców interesować. Powód? Resort sportu będzie mógł przekazywać dane klubom sportowym, by te wyselekcjonowały przyszłych zawodników. Urzędnicy zapowiadają, że dane będą zanonimizowane. W praktyce ucznia będzie można jednak rozpoznać.
– Kluby i związki sportowe dostaną o dziecku tak szczegółowe informacje, jak jego wiek, płeć, masa ciała i wzrost. W dodatku ze wskazaniem gminy, w której jest przeprowadzany sprawdzian. W przypadku niewielkich gmin, w których działa tylko jedna szkoła podstawowa lub ponadpodstawowa, to dane, które z dużym prawdopodobieństwem pozwolą na identyfikację dziecka – ocenia prof. Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych PAN. A Marek Pleśniar, dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, zwraca uwagę, że raz stworzona baza danych może później posłużyć także do innych celów, np. poboru do wojska.