Podjęliśmy decyzję o przygotowaniu wariantu ewakuacji mieszkańców, autobusy były w dyspozycji, placówki czekały. W tym momencie robiliśmy badania powietrza. Okazało się, że normy nie zagrażają zdrowiu i życiu - tak prezydent Zielonej Góry relacjonował działania w związku z sytuacją kryzysową związaną z pożarem hali w Przylepie.

Reklama

Włodarz dodał: To nie oznacza, że nie doszło do skażenia. Dobrze o tym wiemy, że to miało miejsce. Ale te normy, które nakazywałyby rozpoczęcie ewakuacji nie zostały przekroczone. Kubicki tłumaczył, że zakłady w Przylepie szczęśliwie nie są podłączone do miejskiej kanalizacji deszczowej i sanitarnej. Gdyby wody się do niej dostały, mogłoby dojść do sytuacji niebezpiecznej - przyznał.

"Tam jest woda skażona"

Z jego relacji wynika, że ścieki z terenu zakładu są wypompowywane, badane i wywożone. Kanalizacja deszczowa miała odprowadzenie do zewnętrznych zbiorników, tam jest woda skażona - powiedział prezydent. Jeden z tych zbiorników - według jego relacji - był nielegalnie podłączony do cieku, ale został przez służby natychmiast odłączony.

Reklama

Ta skażona woda zostanie wywieziona na składowisko odpadów niebezpiecznych - powiedział Kubicki. Dodał, że prawdopodobnie doszło do skażenia gleby, będzie ona badana, podobnie jak pobliskie ujęcia wody, przez sanepid.

Reklama

"Nie mieliśmy dokładnych danych"

Podkreślił, że nie wiadomo ile odpadów było składowane w Przylepie. Nigdy nie mieliśmy dokładnych danych, to były tylko szacunki. Ponieważ nie było żadnej dokumentacji - wyjaśnił.

Firma, która wynajmowała halę nie składała żadnych sprawozdań do urzędu marszałkowskiego, który jest odpowiedzialny za monitoring tego typu instytucji. Urząd marszałkowski przez pięć lat nie zrobił nic w tym zakresie, żeby wyegzekwować coś od tej firmy. My też mamy problem, bo ci co byli za to odpowiedzialni, tego nie realizowali - ocenił Kubicki.

"Nie uciekam od odpowiedzialności"

Zaznaczył, ze wszystkie dokumenty, które posiada w tej sprawie zostaną upublicznione. Ja nie uciekam od odpowiedzialności. Mam nadzieję, że to co się wydarzyło spowoduje, że wreszcie powstaną rozwiązania systemowe, które są przygotowywane - przekazał prezydent Zielonej Góry.

Dodał, że właściciel nieruchomości nie chciał się zgodzić na to, żeby miasto przeprowadziło proces utylizacji. Chciał żebyśmy odkupili od niego ten magazyn razem z odpadami - wyjaśnił. Proces utylizacji tego składowiska miał być rozpoczęty. Wniosek w Narodowym Funduszu Środowiska został złożony. Byliśmy po rozmowach z panią minister na temat tego, żeby te pieniądze się znalazły. Myślę, że teraz zostaną przeznaczone nie na utylizację ale na rekultywację - dodał Kubicki.

"Prowadzone jest postępowanie sprawdzające"

W poniedziałek rano rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz powiedziała PAP, że w sprawie pożaru prowadzone jest postępowanie sprawdzające, niemal od momentu pierwszych informacji (o zdarzeniu), zabezpieczane są materiały.

W związku z tym, że na miejscu jest zagrożenie dla życia i zdrowia prokuratora, który prowadziłby oględziny, czynności nie zostały tam jeszcze przeprowadzone - powiedziała Ewa Antonowicz. Dodała, że najprawdopodobniej w poniedziałek po południu zostaną podjęte decyzje, co do dopuszczenia śledczych na miejsce pożaru. Wstępnie, w godzinach popołudniowych być może, ekipa śledcza będzie dopuszczona do tego miejsca - podkreśliła.

Kto wydał zezwolenie?

Zezwolenie na składowisko odpadów w Przylepie wydał w 2012 r. starosta zielonogórski Ireneusz Plechan (PO). PAP dotarła do tego dokumentu. Od tego czasu w Przylepie pod Zieloną Górą funkcjonowała hala pełna niebezpiecznych odpadów.

Zgodnie z polskimi przepisami pozwolenia na gromadzenie i utylizowanie niebezpiecznych substancji wydają starostowie. W 2012 r. Przylep był na terenie powiatu zielonogórskiego. W związku z tym, pozwolenie firmie Awinion wydał ówczesny starosta zielonogórski Ireneusz Plechan. Zezwolił na zwożenie odpadów do hali po dawnych zakładach mięsnych