Berlinski, zsekularyzowany Żyd amerykański, ma opinię wybitnego historyka nauk ścisłych. W swoim sporze z ateizmem formułuje następującą tezę: nauka może być traktowana jako quasi-religia, jako swoiste źródło prawd objawionych, nawet jeśli intencje tych, którzy podchodzą do niej w ten sposób, są zupełnie inne. Przecież walka z przekonaniami religijnymi toczona jest w imię logiki i rozumu, ale tego rodzaju naukowy ateizm sam staje się przesądem, który w kwestiach stricte religijnych odrzuca kategorycznie jakikolwiek sceptycyzm poznawczy.

Reklama

Zdaniem Berlinskiego nowi ateiści wpadają w zastawioną przez samych siebie pułapkę. Odkrycia naukowe nie tylko bowiem poszerzają ludzką wiedzę, ale też paradoksalnie dowodzą jej poważnych ograniczeń. Powodują, że świat jest jeszcze bardziej tajemniczy niż dotąd. "Lepiej niż przedtem - pisze Berlinski - zdajemy sobie sprawę z tego, czego nie wiemy i czego nie udało nam się pojąć (...). Karol Darwin snuł przypuszczenia, jakoby życie narodziło się w »małym ciepłym stawie«. Tego stawu już nie ma".

Berlinski ma sporo racji. Odwołuje się jednak do pewnych oczywistości, co czyni całą dyskusję nieco anachroniczną. Jego kontrargumenty bywają banalne, ale i tak zwykle wystarczają, by odeprzeć argumentację nowych ateistów. W dodatku Berlinski polemizuje ze zjawiskiem nie tylko hałaśliwym i agresywnym, lecz także niszowym. Siła rażenia nowych ateistów jest bowiem dzisiaj równa politycznej potędze tych, których roboczo można byłoby określić mianem nowych komunistów.

David Berlinski
"Szatańskie urojenie",
przeł. Dominika Cieśla-Szymańska,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2009


p

Reklama

Filip Memches: Od czasów oświecenia ateizm jawi się jako filozoficzna obrona rozumu przed tym, co irracjonalne, przed mitami, dogmatami itd. Tymczasem w "Szatańskim urojeniu" David Berlinski stawia tezę, że nowy ateizm - współczesna radykalna wersja tego sposobu myślenia - jest rodzajem przesądu.
Zbigniew Mikołejko: Żyjemy w czasach, gdy monopol na posiadanie prawdy tracą nie tylko stare fundamentalizmy religijne, ale i nauka. To bardzo ciekawe, że książkę przeciw nowemu ateizmowi napisał człowiek niewierzący. Według Berlinskiego mamy tu bowiem do czynienia z przybierającym maskę naukowości systemem wierzeń - systemem uzurpującym sobie prawa, których odmawia on religii. Jednak jak zauważa Alistair McGrath, współczesna nauka nie prowadzi ani ku ateizmowi, ani ku chrześcijaństwu. Nie jest światopoglądem, czyli systemem rozstrzygania kwestii ostatecznych. Ma swoje ograniczenia, z którymi trzeba się liczyć. Poznając rzeczywistość, posługujemy się przecież nie tylko rozumem w znaczeniu kartezjańskim, czyli odwołujemy się nie tylko do doświadczenia spełniającego rygory ścisłości. W poznawaniu świata uczestniczą również emocje, intuicja, wyobraźnia, wiedza potoczna, a nawet przesądy. Nowy ateizm neguje taki stan rzeczy, a więc nas okalecza, urąga naszemu człowieczeństwu. Tym bardziej że atakuje nie tylko religię, lecz także agnostycyzm. Agnostyk zawiesza sądy w sprawie istnienia bądź nieistnienia Boga, co w oczach nowego ateisty jest kapitulanctwem.

Skąd bierze się dziś zwrot w kierunku ateizmu?
Istnieje pewien adresat społeczny, który przyjmuje takie propozycje. Bez niego nie byłyby one możliwe. Są bowiem ateiści, którzy tak jak osoby religijne potrzebują autorytetów na dawną modłę. Ale w świecie ponowoczesnym nie ma jednej odśrodkowej prawdy oraz jej nosicieli. Jest natomiast wielka czarna dziura, a wokół niej, niczym ruchome piaski, rozrastają się peryferia. Na tych peryferiach - jak twierdził Richard Rorty - każdy człowiek może sobie wydłubać swoją filozoficzną jaskinię i w niej siedzieć. Oto więc nagle odżywa nostalgia za starymi, dobrymi czasami, za wielkimi narracjami Zachodu, w tym i narracjami ateistycznymi. Przy czym nowy ateizm jest propozycją dla klerków. Ale jest jeszcze propozycja dla mas - swoisty ateizm praktyczny. Jego biblią stał się "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, powieść w swym przesłaniu równie radykalna jak ateistyczne traktaty filozoficzne, tyle że oczywiście bardziej niż one tandetna, nieoparta na wiedzy naukowej. Bo czego byśmy nie powiedzieli chociażby o Richardzie Dawkinsie, jest to poważny uczony w dziedzinie nauk przyrodniczych.

Reklama

Nowy ateizm okazuje się więc w istocie ateizmem bardzo starym...
Pewnego bohatera "Szkarłatnej litery" Nathaniela Hawthorne’a nawiedzały duchy dawno zjedzonych potraw. W wypadku nowego ateizmu występuje ewidentne nawiązywanie do określonych tradycji. Ale są to tradycje dawno przeżyte. Dawkins przywołuje Darwina i tradycję brytyjskiego empiryzmu. Natomiast Michel Onfray powtarza argumenty libertynów francuskich XVII i XVIII wieku, w tym Woltera. Ale w przeciwieństwie do Onfraya Wolter przynajmniej uważał religię za coś społecznie użytecznego. Tymczasem nowy ateizm chce po prostu wyeliminować religię jako przyczynę wszelkiego zła w dziejach ludzkości. A przecież Stalin, Hitler, a nawet Dżyngis-Chan, nie potrzebowali argumentów religijnych dla uzasadnienia swoich zbrodni. Zresztą Berlinski szydzi z Dawkinsa i Christophera Hitchensa, konstatując, że broń atomowa nie została wynaleziona w Watykanie. Zamiast więc obarczać winą religię, trzeba przyczyn zła szukać w naturze ludzkiej, która po prostu była i pozostaje niedoskonała.

Może w dobie wygasania sporów światopoglądowych nowi ateiści chcą aspirować do roli nowych i jedynych autentycznych buntowników?
Ale przeciw czemu mieliby się buntować? Onfray obwieszcza, że stary ateizm był teologiczny, bo pod pretekstem rozważań nad literaturą czy filozofią przemycał treści religijne. I w związku z tym ateizm nowy musi być ateologiczny. To jest perspektywa Czerwonego Khmera: zniszczyć wszystko i zacząć siać na ugorze. Nie można przecież uwolnić naszej kultury od całego doświadczenia naszej cywilizacji, w tym i doświadczenia religijnego. Jeśli przyjrzeć się staremu ateizmowi, który reprezentowali tacy myśliciele jak Ludwig Feuerbach, widzimy, że towarzyszyła temu prądowi romantyczna szlachetność i swoista samotność. Ówczesny ateizm toczył boje z religią jako zjawiskiem dominującym w kulturze i jako instytucją nierzadko sprzymierzoną z państwem. To wymagało odwagi. Dziś pozycja religii jest nieporównanie słabsza, więc odwaga jej atakowania znacznie staniała.

p

*Zbigniew Mikołejko, ur. 1951, filozof religii, profesor Warszawskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej im. Bolesława Prusa, kierownik Zakładu Badań nad Religią w IFiS PAN.