O tym piszą dziś na naszych łamach Ivan Krastev i David Ost. Zdaniem Krasteva powodem porażki prawicy jest "paranoiczny" styl uprawiania przez nią polityki. Ideologiczni prawicowcy są z natury kontestatorami. Dobrze sprawdzają się jako podejrzliwi demaskatorzy elit i tropiciele układu. Gorzej, gdy zyskają realną władzę - wtedy nie bardzo wiedzą, co z nią zrobić. Partię Republikańską i PiS braci Kaczyńskich pokonali nie polityczni oponenci, lecz monotonna nuda codziennego rządzenia i opór biurokratycznej materii. Opór, od którego prawicowcy uciekali w ideologiczne wizjonerstwo - dotyczące budowania liberalnej demokracji na Bliskim Wschodzie albo totalnej krtytyki wszystkiego, co wydarzyło się w Europie Środkowowschodniej po 1989 roku. Ost z kolei wskazuje na wyczerpanie się modelu populistycznej i ideologicznej polityki. To polityka oparta w całości na pustych obietnicach i symbolach, z pomocą których zagospodarowuje się emocje sfrustrowanych grup społecznych. Tyle że samymi hasłami i emocjami nie da się uprawiać polityki skutecznej i wiarygodnej. Trzeba jeszcze zdobywać realne poparcie poprzez realizację interesów poszczególnych segmentów społeczeństwa. Republikanie realizowali interesy tylko jednego segmentu - wielkiego biznesu. PiS natomiast nie potrafiło spełnić żądań żadnej z grup. Łudziło (i nadal łudzi) obietnicami tych, którzy najwięcej stracili na ustrojowej transformacji. Ale tak naprawdę - twierdzi Ost - nie ma im nic do zaproponowania. Poza czystą ideologią.

Reklama

p

David Ost*:

Przypadek Republikanów i PiS pokazuje granice polityki pustych haseł i emocji

Prezydenturę George’a W. Busha łączyło z rządami Prawa i Sprawiedliwości coś więcej niż tylko amerykańsko-polski sojusz polityczny i militarny. Tym czymś była wyrazista ideologia. W swojej polityce Bush junior nawiązał do populizmu wywodzącego się z czasów prezydentury Ronalda Reagana. To Reagan odgrzał wojny kulturowe. Toczył je przeciw amerykańskiej elicie intelektualnej, oskarżając ją o protekcjonalne nastawienie wobec prostych, najczęściej religijnych Amerykanów. Ci ostatni kreowani byli przez niego na ofiary, ale - i to jest znamienne - nie wielkiego biznesu, lecz wpływowych, laickich intelektualistów, zwłaszcza z wielkich miast obu wybrzeży USA.

Reklama

Namiętności i interesy

Bush junior kontynuował te batalie Reagana. Swoje niezrozumienie dla różnorodności świata nadrabiał demonstrowaniem siły. Dlatego okazał się politykiem tak bardzo anachronicznym. Wielokrotnie wyrażany przez niego pogląd, że odwaga może zastąpić mądrość, mógłby mieć sens kilkadziesiąt lat temu, gdy gospodarka była oparta na sile fizycznej pracowników, głównie mężczyzn. Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło. We współczesnych społeczeństwach podstawą gospodarki są innowacyjne technologie. Dzięki temu, proporcjonalnie rzecz biorąc, liczba miejsc pracy dla kobiet się zwiększa, a dla mężczyzn zmniejsza. Warto zauważyć, że w ciągu minionego półrocza w USA z ponad dwóch milionów miejsc pracy, które zostały zlikwidowane, dwie trzecie zajmowali mężczyźni. Tak więc postawa Busha była swoistą reakcją na przemiany cywilizacyjne. Gniew sfrustrowanych tymi przemianami, pracujących fizycznie białych mężczyzn musiał zostać jakoś wyładowany. Wygodnym ideologicznie celem okazali się liberalni intelektualiści, między innymi dlatego że dawny wróg, czyli pracodawcy, był nieuchwytny z powodu globalizacji.

Reklama

W wypadku PiS i braci Kaczyńskich mamy do czynienia z podobnym mechanizmem. Jednak o ile szwarccharakterem dla Republikanów była inteligencja liberalna, którą przeciwstawiali wielkiemu biznesowi, o tyle PiS zaszeregowało do kategorii wrogów polskiego ludu obie te grupy. Tę różnicę łatwo wytłumaczyć. Za Partią Republikańską stoją poważne grupy amerykańskiej elity i ich potężne interesy. W konfrontacji z Billem Clintonem Republikanie wyrażali interesy przemysłu naftowego i zbrojeniowego, podczas gdy Clinton zagospodarował grupy reprezentujące innowacyjne gałęzie gospodarki, stawiając w ten sposób na rozwój technologii komputerowych i informatycznych. Interesy wielkiego biznesu, które widać w przypadku Partii Republikańskiej, są nieobecne w przypadku PiS. To partia nieporównanie młodsza od Republikanów. Powstała w warunkach raczkującej kapitalistycznej demokracji, a nie stabilnego, trwałego systemu polityczno-gospodarczego. Słabością PiS jest to, że w przeciwieństwie do Republikanów nie reprezentuje żadnej istotnej grupy społecznej, w tym również i robotników, do których adresuje swoją ofertę. PiS reprezentuje tylko ideologów. Owszem, Prawo i Sprawiedliwość ma poparcie "Solidarności", a właściwie jej kierownictwa, ale poparcie to nie jest tożsame ze stanowiskiem ogółu środowisk związkowych. Nauczyciele czy pielęgniarki występowali przeciw rządom PiS.

Tymczasem poparcie związków zawodowych bywa niezbędne w sytuacji podejmowania trudnych dla społeczeństwa decyzji ekonomicznych. W USA poparcie to było zawsze siłą Demokratów. Co prawda za prezydentury Clintona, w latach 90., Demokraci odchodzili od lewicowości w kwestiach gospodarczych, ale w ogólnym podejściu, w retoryce, w dyskursie, nadal akcentowali to, że w sporach między pracodawcami a pracownikami stają po stronie tych drugich. Tymczasem Republikanie zrobili niewiele, by pozyskać związkowców. Owszem, udało im się zdobyć pewne poparcie robotników dzięki ideologii oskarżającej liberalną inteligencję o krzywdę, jaka dzieje się zwykłym ludziom. Ale ideologia ta nie sprawdziła się w sytuacji kryzysu gospodarczego, kiedy przyszło rozwiązywać konkretne problemy ekonomiczne. Z kolei Demokraci od roku 2006 zaczęli bardzo wyraźnie wracać do korzeni, czyli do lewicowości w kwestiach ekonomicznych, oznajmiając na przykład, że trzeba pomóc związkom zawodowym i przeciwstawić się ogromnym wzrastającym nierównościom. Dlatego udaje im się z powrotem przyciągać do siebie robotników.

Wyborcze przepływy

Traktowanie Partii Republikańskiej jako li tylko ekspozytury wielkiego biznesu byłoby jednak poważnym błędem. Republikanie mają i ten problem, że ideologia przesłoniła im konieczność przeprowadzenia reform, które są również w interesie grup biznesowych. Trzeba tu wymienić chociażby reformę w służbie zdrowia. W Europie leczenie finansowane jest z podatków ogółu obywateli, tymczasem w Ameryce - z pieniędzy pracodawcy. Amerykański system ochrony zdrowia jest pod tym względem unikalny. Widać to na przykładzie firm przemysłu motoryzacyjnego, które mają spore zobowiązania i długi w tej sferze. Dlatego część wielkiego biznesu zrobiło ostatnio woltę i postawiło na Demokratów.

Republikanów zaczęli także opuszczać wyborcy, którzy pozostawali im wierni przez trzy minione dekady. Definitywnie odeszli tak zwani demokraci reaganowscy. To biała konserwatywna ludność - przede wszystkim katolicy z północnych stanów - którą Reagan pozyskał dla Partii Republikańskiej dzięki swemu populizmowi. Nie była to zresztą pierwsza taka próba, bo na podobnej zasadzie Richard Nixon starał się ukraść Demokratom Południe, wykorzystując do tego obecne tam uprzedzenia rasistowskie. Dzięki temu rozbite zostało tak zwane Solid South (trwałe Południe), opanowane przez Demokratów tuż po wojnie secesyjnej.

Pojawiają się opinie, że dziś od Republikanów w stronę Obamy odpływa część fundamentalistów chrześcijańskich, a więc grupy znanej z orędowania za tak zwanymi wartościami rodzinnymi. To wielka niespodzianka, bo slogany o wartościach rodzinnych stanowiły nieodłączną część retoryki Busha juniora. W tej chwili okazuje się, że nikt tak nie ucieleśnia tych wartości jak rodzina Obamów. Oni po prostu są tymi wartościami. Nie muszą wcale o nich mówić. Dlatego nawet wśród fundamentalistów pojawia się osobista sympatia do rodziny prezydenta.

Ciekawa jest również kwestia neokonserwatystów, którzy postrzegani są - raczej na wyrost - jako silne lobby wewnątrz Partii Republikańskiej. Tak naprawdę jednak cechuje ich spora chwiejność. Przechodzą dość łatwo od Republikanów do Demokratów i na odwrót. Dla neokonserwatystów priorytetem jest polityka zagraniczna, chcą więc być zawsze blisko władzy. Obecnie popierają Obamę, gdy chodzi o eskalację działań wojennych w Afganistanie.

Zagospodarowywanie frustracji

Zupełnie inne warunki ukształtowały ideologię Prawa i Sprawiedliwości. Decydującym czynnikiem był przebieg transformacji ustrojowej w Polsce. Po roku 1989 zapanował dyskurs unieważniający sens jakichkolwiek konfliktów politycznych. Wolna Polska miała stać się wspólnym domem żyjących w zgodzie mieszkańców. A przecież pytanie o przedmiot sporu, o to, z kim się spieramy, jest kluczowe dla polityki. Pojawiła się więc nowa klasa robotnicza, nieświadoma swojego istnienia. Nowy system zakładał demokratyczny charakter państwa, co miało przynosić korzyści całemu społeczeństwu i niwelować wszelkie konflikty. Robotnicy nie bardzo wiedzieli, jak w ramach tego systemu walczyć o swoje interesy, ponieważ ta walka była tematem tabu. Pojawił się problem tego, kto politycznie przejmie pracowników zbankrutowanych zakładów przemysłowych oraz upadłych PGR-ów.

Prawu i Sprawiedliwości udało się zdobyć znaczną część głosów niższych warstw społecznych. Ale to wszystko. Jako główną przyczynę złej sytuacji robotników Jarosław Kaczyński wskazywał bowiem nie neoliberalną politykę gospodarczą, lecz takie czynniki, jak: niedokończenie procesu dekomunizacji, amnezja historyczna czy brak etosu w życiu publicznym. Do dziś PiS jedynie kokietuje, wabi robotników rozmaitymi hasłami, sprawami etosowymi. W jego przekazie nie ma nic poza ideologią.

Za rządów PiS nie nastąpiła żadna redystrybucja majątku narodowego wyrównująca społeczne kontrasty. Partia ta nie wprowadziła żadnej ustawy, za pośrednictwem której państwo mogłoby odzyskać niektóre dobra zawłaszczone przez nomenklaturę postkomunistyczną. Nie wzięło przykładu z Władimira Putina, który w Rosji realnie, a nie wyłącznie retorycznie, rozprawił się z oligarchami i dzięki temu uporządkował wiele rzeczy. Pieniądze, które wpłynęły do rosyjskiego skarbu państwa, zaczął inwestować w odbudowywanie zaniedbanych miast oraz rozmaite przedsięwzięcia kulturalne i edukacyjne. Swoją konsekwentną polityką zdobył sobie wśród Rosjan olbrzymią popularność. Jarosław Kaczyński natomiast nie podjął nawet próby rozprawienia się z oligarchami. Oczywiście trudno byłoby mu to zrobić ze względu na opór Unii Europejskiej. Ale ta sprawa dobrze pokazuje jałowość PiS-owskiego programu.

Republikanie stracili wyborców, bo oferowali tylko wartości, podczas gdy ludzie potrzebowali pomocy ekonomicznej. PiS znajduje się co prawda w nieco lepszej sytuacji, jako że PO - w odróżnieniu od Demokratów - nawet nie próbuje zabiegać o głosy robotników. Jednak w czasach kryzysu Prawo i Sprawiedliwość nie zdobędzie władzy, grając tylko wartościami, historią, Kościołem i narodem.

Ideologia i wartości

Klęski wyborcze stawiają przed Partią Republikańską i PiS trudne pytania o przyszłość. W przypadku Republikanów istnieje problem przywództwa, bo dziś właściwie nie wiadomo, kto stoi na ich czele. Po jednej stronie jest Dick Cheney wspomagany przez Rusha Limbaugha (Demokraci robią wszystko, by to tym dwóm udało przejąć inicjatywę, bo wiedzą, iż partia pod ich przywództwem będzie łatwa do pokonania). Po drugiej stronie są natomiast politycy pokroju Davida Brooksa, którzy chcą, by Republikanie byli partią zdolną przyciągnąć nawet intelektualistów. System amerykański sprawia jednak, że szeroki elektorat każdej z dwóch głównych partii jest społecznie bardzo zróżnicowany. To zróżnicowanie pozostaje atutem Republikanów, bo dzięki niemu mają spore pole manewru. Pod tym względem bliska modelu amerykańskiego jest Platforma Obywatelska, choć w dalszym ciągu pozostaje jednak przede wszystkim partią anty-PiS-owską.

Polski system partyjny jest natomiast nietrwały, sprzyja rozdrobnieniu. Partie pojawiają się i znikają, co w przyszłości może być szansą dla lewicy. A PiS to partia wodzowska - bez swojego obecnego prezesa może po prostu nie przetrwać. Poza tym w systemie demokracji kapitalistycznej ogromną słabością PiS jest brak poparcia ze strony elity gospodarczej. Błędem partii braci Kaczyńskich było ciągłe posługiwanie się konfrontacyjną ideologią - nawet wtedy, gdy PiS było już u władzy. Kaczyńscy imponowali siłą i inteligencją, gdy władzę zdobywali, a wykazywali się kompletnym brakiem tych cech, kiedy już ją posiadali. Nie można zresztą utrzymać władzy za pomocą nieustannej krytyki i powszechnego pesymizmu - a poza tymi dwoma elementami Kaczyńscy oferowali naprawdę niewiele. PiS przegrało więc sromotnie i straciło władzę (choć było to z korzyścią dla demokracji polskiej). A przecież Jarosław Kaczyński nie musiał wcale odejść tak szybko.

PiS może być jednak na ideologiczną politykę skazane. Polska to nie Ameryka. Nie jest co prawda w swoim regionie krajem małym, ale nikomu nie przychodzi do głowy, że stanie się potęgą gospodarczą lub polityczno-militarną. Dlatego, poniekąd na zasadzie rekompensaty, w polskiej polityce bardziej niż w amerykańskiej liczy się wymiar ideologii. Amerykanie są oswojeni z mocarstwowością własnego kraju, dlatego w większym stopniu koncentrują się na materialnym wymiarze polityki. Hasła o wartościach odbierane są przez wiele osób jako mit, jako przejaw myślenia życzeniowego. W Polsce natomiast wciąż uderzająca jest trwałość narodowej ideologii. Widać to na przykład w dużym poparciu dla działalności IPN, polityki historycznej i wartości narodowych. Polacy bowiem traktują ten wymiar polityki jako atut swojego kraju. Być może więc PiS nie ma wyjścia i aby trwać, musi paradoksalnie eksponować to, co je zgubiło. Bardzo możliwe, że Republikanie odejdą od polityki wartości znacznie szybciej niż Prawo i Sprawiedliwość.

David Ost

p

*David Ost, ur. 1955, profesor politologii w Hobart and William Smith Colleges w stanie Nowy Jork, wykładał również na Uniwersytecie Warszawskim i Central European University. Od lat 70. blisko związany z polską opozycją demokratyczną. Jest autorem wielu artykułów i książek o przemianach w Europie Wschodniej, m.in. "Solidarity and the Politics of Anti-Politics" (1990), "Workers After Workers' States" (2001). Po polsku ukazała się jego książka "Klęska »Solidarności«" (2007).