Brüno to facet, który w "Mein Kampf" widzi "biblię mody napisaną przez austriacką czarną owcę Adolfa Hitlera". Do nietypowych sądów dorzuca oryginale stroje, w których paraduje po ulicach - stringi, fikuśne kapelusze, skórzane detale w stylu sado-maso. Chce wywołać oburzenie, ściągnąć na siebie niechęć, wywołać kontrowersje.

Reklama

Zobacz, jak nowy Borat ujeżdża modelkę >>>

Kalifornia. Grupka starszych ludzi pikietuje na rzecz wprowadzenia do konstytucji stanowej poprawki zakazującej małżeństw homoseksualnych. Widać kilka kamer. Jedna należy do ekipy kręcącej nowy film Cohena. Ale nikt o tym nie wie. Filmowcy udają ludzi z telewizji. Bruno ubrany w elegancką koszulę stoi wśród tłumu. Trzyma nawet transparent. A na nim wypisane zgermanizowaną angielszczyzną hasło: "Dupa jest do srania, a nie walenia". Otyły facet orientuje się, że nieznajomy gość to prezenter gej znany z gościnnych występów w "Ali G Show" (telewizyjnym programie Cohena). Co na to Cohen? Nie poddaje się, mimo że tym razem został zdemaskowany zbyt wcześnie. Za pomocą gestów objaśnia sens słów na transparencie i aby udowodnić swoje poparcie dla demonstrantów, godzi się skandować razem z nimi przeciw gejom. Tłum jest zachwycony. Ale przecież Bruno tak naprawdę nie szydzi z homoseksualistów, a z innych protestujących. A ci nie orientują się, że padli ofiarą manipulacji komika, który postanowił sprawić, aby wyszli w jego filmie na zwykłych idiotów.

Niepoprawny Brüno znowu pokazał penisa >>>

Bruno balansuje na granicy dobrego smaku, a niejednokrotnie ją przekracza. Ale jaja robi sobie jedynie z tych, z których żarty są społecznie akceptowane. Nabija się ze skrajnej prawicy, nagrywając program z neonazistowskimi muzykami, robi debili z amerykańskich małomiasteczkowych południowców, w końcu stroi sobie żarty z celebrytów.

Reklama

Jürny bühaj Brüno podbił Hiszpanię >>>

Weźmy kolejną scenę z filmu. Bruno w hotelowym pokoju przeprowadza telewizyjny wywiad ze starszym, siwym mężczyzną w garniturze. To Ron Paul, znany republikański kongresmen, kilkukrotny kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Bruno umówił się na poważną dyskusję poświęconą ekonomii. Ale zamiast tego urządził striptiz - z dumą zaprezentował swoje wypchane slipy. Konsternację, którą można było przez chwilę zauważyć na twarzy kongresmena, trudno opisać. Chwilę później przeszło siedemdziesięcioletni polityk zwiał.

Reklama

Brüno naraził się homoseksualistom >>>

Cohen, urządzając swoje prowokacje, liczy przede wszystkim na zaskoczenie ofiary. W jerozolimskiej dzielnicy ortodoksyjnych żydów pojawia się ubrany w krótkie czarne spodenki i długie białe podkolanówki. Przechadza się, zmysłowo kołysząc biodrami i eksponując goły, wydepilowany tors. Na głowie ma zalotnie przekrzywiony chasydzki kapelusz. Nagle ortodoksi zaczynają wygrażać mu pięściami. Chwilę potem ruszają w jego stronę. Bruno rzuca się do ucieczki. Wszystko rejestruje kamera. Obraz się trzęsie, bo operator także biegnie. I o to chodzi. Bez takich scen nie ma zabawy. Im ofiara bardziej zszokowana i zniesmaczona, tym lepszy efekt na ekranie. Choć prawdą jest też, że część scen w filmie została starannie wyreżyserowana, a adwersarze podstawieni. Które to fragmenty, tego producenci nie zdradzają. Zresztą nawet partie z niczego nieświadomymi naturszczykami nie są kręcone na żywioł. Nad filmem pracuje profesjonalna ekipa. "Bruno" to w końcu megaprodukcja z budżetem przekraczającym 40 milionów dolarów. Poprzedni film Cohena zarobił na świecie aż sześć razy tyle. I przyniósł mu ponoć 3 tysiące pozwów sądowych, jak z dumą chwalił się sam komik.



Nie inaczej będzie zapewne i tym razem. Nakręcone amatorską kamerą i umieszczone w serwisie YouTube nagranie pokazuje aresztowanie Cohena podczas kręcenia scen we Włoszech. Bruno, który tym razem postanowił wyszydzić świat mody, wtargnął na wybieg podczas Mediolańskiego Tygodnia Mody ubrany w kuriozalny strój - dziesiątki zszytych ze sobą bez ładu i składu szmat. Jego kariera jako modela zakończyła się szybko. Ochrona poradziła sobie z nim ekspresowo. I mało delikatnie. Cóż, Cohen jest świadom ryzyka, które ponosi jako nieproszony gość. Ale akcje Cohena nie sprowadzają się wyłącznie do pojawiania się w najbardziej niespodziewanych miejscach i momentach. Niektóre z nich to spore przedsięwzięcia logistyczne.

Brüno poprowadził w Londynie paradę gejów >>>

"Gorące laski, zimne piwo i hardcore’owe walki" - takim hasłem Bruno przyciągnął do hali widowiskowej w amerykańskiej mieścinie Fort Smith w stanie Arkansas niemal dwutysięczny tłum. Rozwieszone w całym mieście plakaty z roznegliżowaną panienką i dwoma bijącymi się osiłkami oraz reklama piwa za dolara i zapowiadane brutalne walki w klatce podziałały na miejscowych chłopaków jak magnes. Zszokowany tłum wpadł w furię, gdy okazało się, że gorących lasek brak, a dwaj zamknięci w klatce faceci zamiast walczyć, rozbierają się i ocierają o siebie. Ukoronowaniem zaskakującego striptizu była scena namiętnego pocałunku. Widzowie nie wytrzymali - w stronę klatki poleciały butelki z piwem i inwektywy. Wszystko rzecz jasna zarejestrowały wścibskie kamery ekipy Bruna. Nie wiadomo, czy widzowie dostali zwrot pieniędzy za bilety. Każdy z nich zapłacił za wstęp 5 dolarów, czyli w sumie uzbierała się okrągła sumka dziesięciu tysięcy dolarów.

Brüno i jego ekipa poturbowali starszą panią >>>

Innym razem Cohen zorganizował ustawkę z Richardem Beyem, którego talk-show zasłynął z bójek między gośćmi i publicznością. Bruno siedzi z czarnoskórym dzieckiem na kolanach. Pytanie z sali: "Jak on ma na imię?". Odpowiedź Bruna: "Nadałem mu tradycyjne afrykańskie imię O.J.". To nawiązanie do O.J. Simpsona rozsierdziło publiczność. Jeszcze bardziej podgrzało atmosferę stwierdzenie, że mały O.J. został przez Austriaka wymieniony na iPoda. Do czego pije Bruno w tym krótkim skeczu? Do rasizmu, który utożsamia każdego czarnego mieszkańca Ameryki z przestępcą. I modnego wśród celebrytów adoptowania dzieci z krajów trzeciego świata. Jest tylko jeden problem - skeczu nikt w studio Beya nie zrozumiał. Bruna wzięto za rasistę, który kupuje dzieci za odtwarzacze mp3. Ale na tym właśnie Cohen opiera swój humor - na zupełnym niezrozumieniu, pomyłkach, wkręceniu niczego nieświadomych aktorów swojego filmu w absurdalne sytuacje.