Tomasz Konca z grupy Cinq G o śmierci Jacksona dowiedział się w nocy 26 czerwca. Wracając do domu z koncertu, wstąpił do spożywczaka. "Sprzedawca próbował mi coś powiedzieć. Jąkał się, był bardzo przejęty. Po dłuższej chwili wydusił, że Michael nie żyje. Byłem wstrząśnięty" - wspomina. Konca, Radek Łukasiewicz, Novika i wielu innych dzisiejszych trzydziestoparolatków zainfekowało się Michaelem w późnej PRL.

Reklama

Dwa dni po śmierci Michaela gitarzysta Pustek urządził imprezę urodzinową. Jubilata fetowali koledzy z zespołu, przyjaciele z branży i mediów. Zabawa rozkręciła się na dobre, kiedy gospodarz rozpakował prezenty. Okazało się, że goście obdarowali go białymi skarpetami, czarnym kapeluszem, kompaktowym "Thrillerem", winylowym wydaniem krążka "Off The Wall". "Całą noc bawiliśmy się przy jego muzyce" - powiedział DZIENNIKOWI Łukasiewicz.

Novika, wokalistka zespołu Futro i dziennikarka radia Roxy FM, została fanką Jacksona w pierwszych latach podstawówki. "Michael to taki Elvis naszego pokolenia - bajkowa postać, która w pewnym momencie przerodziła się w śmieszność. Muzyczny geniusz i jak to z geniuszami bywa, człowiek o bardzo kruchej psychice. Ostatnio okazało się, że mój kolega redakcyjny był jego ogromnym fanem. Dowiedziałam się o tym przypadkiem, gdy przygotował specjalną audycję wspomnieniową. Michael znowu łączy ludzi" - mówi.

p

Żelazna kurtyna show-biznesu
Reklama

Przyczyny wybuchu fascynacji Michaelem po obu stronach żelaznej kurtyny były te same, ale polska jacksonomania miała znacznie głębsze podłoże. Globalną popularność król popu zawdzięczał nie tylko perfekcyjnie wyprodukowanej, eklektycznej muzyce, lecz także spektakularnym teledyskom. Te minifilmy stanowiły integralną część jego przebojów, na czele z "Thrillerem". Tak jak na całym świecie, jacksonomania w Polsce rozpoczęła się od projekcji legendarnego wideoklipu. Ale wrażenie, jakie jego emisja wywarła na peerelowskich nastolatkach, nie da się porównać z reakcjami ich zachodnich rówieśników.

W latach 80. XX wieku żelazna kurtyna dzieliła bowiem także show-biznes. W PRL nie istniał normalny rynek fonograficzny, przywożone z Zachodu płyty można było kupić tylko na giełdach i bazarach, co przekraczało możliwości finansowe większości nastolatków. Nasze wytwórnie nie mogły pozwolić sobie na zakup licencji do edycji zagranicznych płyt, bo trzeba było za nie płacić w dolarach, a złotówka była wówczas walutą niewymienialną. Podobnie rzecz miała się z filmami i programami telewizyjnymi, co powodowało, że lwią część oferty TVP za rządów generała Jaruzelskiego stanowiły powtórki oraz produkcje z bratnich krajów socjalistycznych.

Reklama

W dziedzinie rozrywki muzycznej królowały retransmisje festiwali w Opolu i Sopocie, piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu i radzieckiej w Zielonej Górze plus siermiężne teledyski Telewizyjnej Listy Przebojów. Rodzynkiem w ekranowym zakalcu był emitowany w "Dwójce" program "Jarmark". Nadawana na żywo audycja, stworzona przez Wojciecha Pijanowskiego, Krzysztofa Szewczyka i Włodzimierza Zientarskiego, była oknem na świat. Jarmarkowcy jako pierwsi pokazywali m.in. zachodnie teledyski.



Zakazany teledysk

To właśnie w "Jarmarku" pojawił się "Thriller". Emisję anonsowano kilkakrotnie, uprzedzając widzów, że klip zawiera drastyczne sceny."Napięcie, z jakim oczekiwałem na emisję, mogę porównać z emocjami, które towarzyszyły mi, kiedy rodził mi się pierwszy syn" - mówi Janusz Trojanowski, dziś instruktor tańca z Nowego Jorku.

Ostatecznie czternastominutowy teledysk pojawił się po godz. 23, czyli w porze zarezerwowanej dla widzów dorosłych, co spowodowało, że wielu małoletnich fanów poróżniło się z rodzicami. "Prowadzący program ostrzegli, że za chwilę wyemitują bardzo kontrowersyjny materiał i radzą dorosłym, żeby odesłali dzieci do łóżek. No i niestety moi rodzice posłuchali tej rady. Następnego dnia koledzy i koleżanki z podstawówki, których opiekunowie wykazali się mniejszą czujnością, z wypiekami opowiadali sobie <Thrillera>. A ja byłam bardzo nieszczęśliwa, że nie dane mi było zobaczyć Michaela" - wspomina Novika.

Dziennikarzowi Michałowi Figurskiego udało się przechytrzyć rodziców. "Zabronili mi oglądania, ale w swoim pokoju miałem mały telewizor. Po cichu więc włączyłem odbiornik, obejrzałem <Thrillera> i nie mogłem zasnąć. To było coś niewiarygodnego. Myślałem: ile musieli wydać kasy na te szaleństwa" - powiedział DZIENNIKOWI."Ostrzeżenie, że teledysku nie powinny oglądać dzieci, było żartem. Nie sądziliśmy, że tak wielu rodziców potraktuje to serio" - tłumaczy Wojciech Pijanowski.

Zombie po znajomości

Trudno natomiast racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego w 1983 roku gnębiona przez cenzurę, zdziesiątkowana represjami stanu wojennego, będąca propagandową tubą reżimu TVP dostała zezwolenie na emisję topowego wideoklipu. Rąbka tajemnicy uchyla Pijanowski: "Zgodę dostaliśmy od producenta Sony Entertainment, z którym byliśmy zaprzyjaźnieni. Zdaje się, że byliśmy jedyni w tej części Europy, którzy puścili wtedy ten teledysk" - mówi.

Po emisji jacksonomania rozpętała się na dobre. "Fascynował mnie taniec i teledyski, cała otoczka wizualna towarzysząca Michaelowi" - mówi raper K.A.S.A."Najbardziej w pamięci utkwił mi taniec zombie. Wtedy nie mieliśmy dostępu do horrorów i ten teledysk faktycznie mnie przeraził. Moi kumple oszaleli. Pamiętam, jak ćwiczyli jego specyficzne ruchy na podwórku" - wspomina pisarz Sławomir Shuty.

Postery Jacko drukowały wydawane pod egidą peerelowskich partii lub politycznych młodzieżówek "Dziennik Ludowy", "Razem", "Zarzewie", "Nowa Wieś", dzięki czemu nakłady ocenzurowanych gazet (często bojkotowanych przez opozycję) rozchodziły się na pniu. Przebojem polskich bazarów i butików tzw. prywaciarzy były podróbki ortalionowego bezrękawnika, w którym Jackson tańczył i przepoczwarzał się w wilkołaka na planie "Thrillera".



Kobiety leciały na skarpety

"Żeby kupić taki bezrękawnik na ciuchach w Rembertowie, przez miesiąc zbierałem jagody w Puszczy Białej" - wspomina Janusz Trojanowski."Największą furorę zrobił u nas jednak inny element scenicznego wizerunku Michaela - czarne mokasyny i zakładane do nich białe skarpety". Początkowo nosili je gwiazdorzy estrady (m.in. Jan Borysewicz z Lady Pank oraz cały skład Papa Dance) oraz kandydaci na gwiazdorów. "Moja mama gnała w deszczu po całym Gdańsku, żeby kupić mi takie mokasyny" - mówiła w jednym z wywiadów Agnieszka Chylińska.

"Kupiłem w butiku chyba ze dwadzieścia par białych skarpet frotte i był czas, że nosiłem je codziennie, wraz z czarnymi spodniami typu rurki i mokasynami. Na dyskotekach naśladowałem jego księżycowy chód. Dziewczyny szalały" - rozmarza się Trojanowski, dla którego imitowanie Jacko stało się sposobem na życie. Pod wrażeniem tanecznych wygibasów Michaela zapisał się na kurs tańca, a od kilkunastu lat uczy Amerykanów ruchów moonwalka.

Na przełomie lat 80. i 90. stały się znakiem rozpoznawczym pierwszych rodzimych biznesmenów (często zakładane do kolorowych dresów). Image i piosenki Michaela Jacksona to symbole pierwszych lat polskiego kapitalizmu i desantu kultury masowej nad Wisłę. Doświadczenie tamtej epoki skłoniło socjolożkę i antropolożkę kultury Anetę Ostaszewską do napisania książki o fenomenie Jacko. Praca "Michael Jackson jako bohater mityczny. Perspektywa antropologiczna" w sierpniu ukaże się nakładem Wydawnictwa Akademickiego i Profesjonalnego."Moje życie, prawdopodobnie jak życie wielu innych trzydziestolatków w naszym kraju, toczyło się przy akompaniamencie muzyki Jacksona. <On> zawsze był obecny. Wciągnął mnie <Moonwalker>. Miałam wtedy bodaj 15 lat. Jackson wywołał we mnie pewien rodzaj wzruszenia, może nawet czułości, empatii, taki elementarny odruch humanistyczny. Kilka dni po obejrzeniu filmu, kupiłam kasetę <Bad>. Szybko zebrałam całą jego dyskografię. Poznałam wszystkie oficjalnie wydane piosenki Jacksona. Potem kupiłam autobiografię <Moonwalk>. Do dzisiaj pamiętam zdanie: <Jestem najbardziej samotnym człowiekiem na świecie>. To był ważny moment. Uwierzyłam w jego człowieczeństwo" - powiedziała DZIENNIKOWI.

Król z krwi i kości

"Ominęły mnie czasy <Thrillera> i <Bad>. Na mnie przypadła płyta <Dangerous> - miałem ją na podwójnej kasecie" - dodajeRadek Łukasiewicz. "Muzycznie super - bardzo mi się podobała, Michaela uszlachetnił tam Slash... Ogromne wrażenie zrobiły na mnie teledyski - z zapartym tchem oglądałem ten, w którym wystąpiła Naomi Campbell. Mało brakowało, a spotkałbym Jacksona osobiście. Gdy przyjechał na koncert do Polski w 1995 roku, zaplanowaną miał wizytę w mojej szkole - warszawskim liceum Batorego. Miał spotkać się z uczniami w auli, niestety wyszedł tylko na balkonik i nam pomachał".

Koncert na warszawskim Bemowie umocnił w Polsce legendę Jacksona, której nie osłabiły jego kiepskie płyty, doniesienia o kolejnych operacjach plastycznych ani oskarżenia o pedofilię. Jacko nigdy nie przestał być dla Polaków królem. W siermiężnych latach 80. był jak przybysz z kosmosu, monarcha z innego, lepszego świata. Dekadę później przyjmowano go z honorami właściwymi głowie państwa. A Michael zachował się jak król z krwi i kości i za pół miliarda dolarów chciał zbudować w Warszawie 100-hektarowy park rozrywki.