Bohaterowie książki zaplątani są w krwawy dramat drugiej wojny światowej: walczą pod Stalingradem i w innych miejscach, próbują przetrwać w obozach jenieckich, gettach i gułagach. Mamy tu bogatą galerię portretów: żołnierzy i oficerów Armii Czerwonej oraz Wehrmachtu, komisarzy ludowych i gestapowców, ludzi wszystkich warstw społecznych i różnych narodowości, katów i ofiar. Epopeję Grossmana czyta się niczym gigantyczny (879 stron!) reportaż. Nie przypadkiem zresztą ujawnia się w niej mistrzostwo warsztatu zarówno literackiego, jak i dziennikarskiego - autor "Życia i losu" uczestniczył w największych bitwach frontu wschodniego jako korespondent wojenny.

Reklama

Grossman podąża podobnym tropem co zachodni myśliciele zgłębiający naturę totalitaryzmu (choć czyni to niezależnie od nich). Ukazuje piekło na ziemi jako rezultat prób realizacji utopii "dobra". W powieści padają znamienne słowa wypowiedziane przez jednego z bohaterów Ikonnikowa: "Widziałem straszliwe cierpienia chłopstwa, a przecież kolektywizację zaprowadzono w imię powszechnego dobra. Ja w dobro nie wierzę, wierzę w dobroć". Ta właśnie dobroć zwykłych ludzi pozwala wedle Grossmana przeciwstawić się pokusie nihilizmu, która nachodzi nas w obliczu bezmiaru zła.

Wasilij Grossman, "Życie i los",
przeł. Jerzy Czech,
Wydawnictwo W.A.B.,
Warszawa 2009


p

Filip Memches: Dwadzieścia lat od upadku komunizmu kwestia zmagań człowieka z totalitarną machiną wydaje się przebrzmiała. Boom na tego typu literaturę miał miejsce na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku. "Życie i los" Wasilija Grossmana ukazało się jednak w Polsce dopiero teraz. Dlaczego książka ta pozostaje tak istotna?
Adam Pomorski*: Zrobiła furorę na Zachodzie wśród czytelników, historyków, pisarzy. Do jej wpływu przyznaje się Jonathan Littell. To wielkiej miary literackiej prawdomówne świadectwo epoki - bądź co bądź epoki ludobójstwa. A ludobójstwo nie przedawnia się ani jako zbrodnia, ani jako problem moralny. Dzieło Grossmana ma też nie byle jaką rangę w literaturze rosyjskiej XX wieku - jednej z największych literatur narodowych. Zostawiła nam ona wiele arcydzieł, począwszy od twórczości Czechowa, zahaczającej jeszcze o początek XX stulecia. Oprócz arcydzieł są też zwały sowieckiej grafomanii, które i u nas jeszcze straszą niekiedy po bibliotekach, bo były wszak z urzędu tłumaczone na polski. Mamy wreszcie listę lektur obowiązkowych, będących świadectwem epoki. Do nich zaliczają się przede wszystkim "Opowiadania kołymskie" Szałamowa, proza Sołżenicyna, wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam, "Stroma droga" Jewgienii Ginzburg. W tej kategorii - wielkiej literatury i lektury obowiązkowej - mieści się też "Życie i los".

Reklama



Na pierwszy rzut oka książka Grossmana może nasuwać pewne skojarzenia z dziedzictwem wielkiej realistycznej prozy rosyjskiej XIX wieku.
Widzę tu wpływy dwóch bardzo różnych pisarzy. Pierwszym jest wspomniany właśnie Czechow. Od niego pochodzi lapidarność tego zupełnie nietołstojowskiego eposu, a także narzucona sobie przez Grossmana powinność psychologicznego i faktograficznego konkretu - pisarz ma dawać świadectwo temu, co widzi i czego doświadcza. To tradycja wspaniałego "Sachalinu" Czechowa: pod koniec XIX wieku rosyjski liberalny inteligent, pochodzący z niższych warstw społecznych, nagle postanawia porzucić karierę lekarza i pisarza, by udać się na koniec świata, na słynne miejsce syberyjskiej katorgi. Musi dać świadectwo: przekazać prawdę o życiu mieszkańców tego piekła. To trochę jak wędrówka Dantego. Cel wymusza na pisarzu maksymalną precyzję opisu. Drugi wzór to Dostojewski, sam dawny katorżnik. Antropologia Dostojewskiego zakłada, że w człowieku ścierają się dwa równoprawne, niezbywalne instynkty: instynkt wolności i instynkt moralności. Porządek wolności jest porządkiem losu, porządek moralności jest porządkiem życia. Konflikt między nimi rozdziera człowieka, lecz jeden instynkt nie może stłumić drugiego.

Reklama

W tytule powieści Grossmana mamy więc te dwa zwalczające się wzajemnie żywioły...
Tak. Z jednej strony jest życie normalnych, zwykłych ludzi - ma ono rację trwania indywidualnego, społecznego, cywilizacyjnego. Z drugiej strony zaś los, który przybiera postać polityki jak w słynnej rozmowie Napoleona z Goethem na początku XIX wieku, a więc u progu nowoczesności. Polityka ściera się z życiem, lecz na szczęście nie jest w stanie go unicestwić. Racja życia nie daje się zwyciężyć.

Wspomniał pan na początku o wielkim sukcesie "Życia i losu" na Zachodzie. Co takiego wywołało poruszenie wśród zachodnich odbiorców książki?
Dla paryskiej lewicy intelektualnej szokiem było zrównanie dwóch totalitaryzmów: sowieckiego i nazistowskiego. Wojnę ZSRS z III Rzeszą Grossman przedstawił jako zderzenie dwóch partyjnych państw narodowych - zderzenie, które pozwoliło Stalinowi z ulgą pozbyć się balastu XIX-wiecznej mrzonki internacjonalizmu. Autor "Życia i losu" był bodaj pierwszą osobą na terenie ZSRS, która sformułowała taką tezę na piśmie. I jeszcze coś: Grossman ukazał antysemityzm jako jeden z motorów ideologicznych nie tylko nazizmu, lecz i komunizmu. Warto przywołać też polonica. Ze wspomnień kolegów Grossmana wiadomo, jak we wrześniu 1944 roku zareagował on na widok dogorywającej powstańczej Warszawy, na którą patrzył z praskiego brzegu. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Stalin odmówił pomocy Polakom z powodów politycznych, a nie militarnych.

Czy Grossman należał do tych XX-wiecznych intelektualistów, którzy wpierw żywili co do komunizmu złudzenia, by potem brutalnie się nim rozczarować?
Nie ma podstaw, by tak przypuszczać. Nigdy nie był członkiem partii, nie był w żaden sposób związany z ideologią komunistyczną czy sowieckim aparatem władzy. W latach 1937 - 1938 wyciągał z łap NKWD ukochaną żonę i cudem mu się to udało. Nawet w sprawiającej miejscami wrażenie utworu socrealistycznego pierwszej powieści Grossmana "Stiepan Kolczugin" autor portretuje lud w imię racji życia wyższej niż racje ideologii. Jak Joseph Conrad chce oddać sprawiedliwość widzialnemu światu, który pogrąża się w otchłani ludobójstwa. Znamienne jest wspomnienie jednej z memuarystek: Grossman ostatni raz uśmiechnął się przed wojną…

p

*Adam Pomorski, ur. 1956, eseista, tłumacz wielu dzieł literatury angielskiej, niemieckiej, rosyjskiej, białoruskiej i ukraińskiej. Wiceprezes Polskiego Pen Clubu.