Według prowadzących dochodzenie nie problemy kardiologiczne, ale Propofol - silny lek znieczulający odnaleziony w domu artysty - zabił Michaela Jacksona. O jego rutynowe podawanie podejrzewany jest właśnie Murray.
Praktykujący w kalifornijskiej klinice Cerritos doktor Stuart Finkelstein, dla przyjaciół Stuey, bywa często na koncertach Mariah Carey czy Britney Spears. Ale nie zasiada na widowni. Jego miejsce jest za kulisami. W swoich komórkach ma do niego numer każdy agent hollywoodzki i połowa gwiazd. Bo Finkelstein otwiera listę lekarzy, którzy w razie potrzeby dojadą na koncert i z pomocą torby medykamentów w ciągu godziny wyleczą uporczywe przeziębienie, nawodnią, uspokoją lub pobudzą. Jednym słowem postawią na nogi. Usługa nie należy do tanich (stawki zaczynają się od kilkuset dolarów za godzinę), ale na brak zleceń doktor nie narzeka. Na liście jego zdobyczy był również Jackson, którym Finkelstein opiekował się podczas trasy koncertowej w 2003 roku.
Do tanich nie należały także wizyty doktora Julesa Lusmana, który brał od swoich pacjentów 475 dolarów za godzinę, wliczając w to czas dojazdu do domu klienta. Za to towar - silnie uzależniające leki przeciwbólowe, takie jak: Vicodin, Vicoprofen czy OxyContin - gwiazdy dostawały, nie ruszając się z domu. Lusman zasłynął z uczestnictwa w słynnych przyjęciach vicodinowych, na których specyfik wystawiano jak czipsy dla gości w miseczkach. Do jego stałych klientów należeli Ozzy Osbourne, Courtney Love, a także aktorka Winona Ryder, która została zatrzymana w 2001 roku za posiadanie zbyt dużej ilości leków. Winny wypisywania ich nadmiernych dawek lekarz został pozbawiony prawa wykonywania zawodu.
"Problem faszerowania przez lekarzy swych pacjentów nadmiernymi dawkami leków występuje od lat i dotyczy nie tylko celebrytów" - tłumaczy DZIENNIKOWI Candace Cohen, rzeczniczka kalifornijskiego Medical Board, instytucji kontrolującej lekarzy, która za przekroczenie uprawnień pozbawiła prawa wykonywania zawodu już kilkudziesięciu "celeb-doców", m.in. psychiatrę Nomi Fredrick. Jej pacjent Don Simpson miał w chwili śmierci w 1996 roku we krwi 21 różnych leków.
Pacjenci bardzo narcystyczni
Mimo ryzyka zainteresowanie pracą w charakterze prywatnego lekarza gwiazd nie słabnie. Przemysław Tomalski, psycholog ze School of Psychology w londyńskim Birkbeck College, uważa, że do zawodu przyciągają ich głównie łatwe pieniądze i wygoda. - Muszą zajmować się tylko jednym lub kilkoma wybranymi pacjentami, zamiast całą rzeszą. W zamian oferują klientom niemal nieograniczony dostęp do leków - dodaje.
Problem zdaniem Drew Pinsky’ego z kliniki Las Encinas - popularnego miejsca odwyku wielu hollywoodzkich celebrytów - leży w podejściu lekarzy do sław: "Ich bogactwo i władza onieśmielają i zaburzają normalną relację między lekarzem i pacjentem. Oni nie proszą, ale żądają, by przepisywać im tony leków, a lekarze spełniają ich zachcianki" - wyjaśnia. Pinsky wie, co mówi, bo sam jest gwiazdą show emitowanego na kanale VH1 pt. "Odwyk z doktorem Drew". W ciągu czterech sezonów prowadził na ekranie terapię kilkudziesięciu celebrytów. Jego badania opublikowane w 2006 roku w "Journal of Research in Personality" pokazują, że gwiazdy są średnio o 17 procent bardziej narcystyczne niż przeciętny członek społeczeństwa. Są skłonne o wiele bardziej przejmować się swoim zdrowiem i wierzyć, że naprawdę potrzebują ogromnych dawek leku. Wtedy pomóc może im tylko odwyk.
"Terapia odwykowa jest dziś niezwykle modna wśród gwiazd, ale nie oznacza, że chcą one w tym czasie rezygnować ze swych przywilejów" - ocenia psycholog z Birkbeck College. Czasy, w których Elizabeth Taylor, lecząc się z alkoholizmu w klinice Betty Ford, siadała do obiadu ze zwykłymi pacjentami, to już przeszłość. W samym Malibu działa dziś prawie 30 ośrodków odwykowych wyspecjalizowanych w leczeniu gwiazd. Miejsca o tak zachęcających nazwach, jak Promises czy Wonderland, które na każdym kroku chwalą się, że do ich stałych klientów należą Britney Spears i Lindsay Lohan, przypominają raczej pięciogwiazdkowe hotele. W cenie 50 tysięcy dolarów za 30-dniowy odwyk pacjent regeneruje się we wnętrzach pełnych marmurów, złoconych klatek schodowych, kominków w każdym pokoju. Gwiazdy mogą też opuszczać klinikę, by pojechać np. na plan filmowy.
Narodziny w Cedars-Sinai
Ze specjalną ofertą wychodzą też leczące zwykłych pacjentów duże kalifornijskie szpitale, takie jak Cedars-Sinai w Los Angeles. Tutejszy oddział położniczy w pakiecie dla rodzących celebrytów Macierzyństwo DeLuxe za jedyne 1250 dolarów za noc oferuje 3-pokojowy apartament, całodobową opiekę prywatnych pielęgniarek i posiłki z renomowanej restauracji. Dla spędzających tu ostatnie dni ciąży Madonny czy Britney dyrekcja potrafiła zamknąć cały oddział. A gdy w drzwiach stanęła Julia Roberts, pracownicy wyprosili z zajętej sali porodowej rodzącą już pacjentkę. Tam, podobnie jak w konkurencyjnej klinice St. John’s w Santa Monica, gdzie na świat przyszły m.in. dzieci Heidi Klum, Toma Hanksa czy Arnolda Schwarzeneggera, nikogo nie dziwią pytania personelu: czy chce pani zostać zarejestrowana pod pseudonimem? "To nawet nie jest kwestia luksusu" - tłumaczy Danielle Friedland, wydawca popularnego Celebrity Baby Blog. "Im po prostu nie wypada rodzić w innych warunkach".
Leczenie gwiazd opłaca się z wielu powodów. "Choroba celebryty, podobnie jak jego ubrania czy ślub, stała się towarem na sprzedaż" - zauważa medioznawca profesor Wiesław Godzic. Aż 27 pracowników szpitala w Jersey zostało oskarżonych o włamanie się do akt medycznych aktora George’a Clooneya, gdy ten w 2007 roku leczył się po wypadku na motocyklu. Dane z raportów kalifornijskiego Departamentu Zdrowia Publicznego pokazują, że tylko w latach 2005 - 2007 w klinice przy Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles ofiarą poszukiwaczy plotek padło ponad 1000 sławnych osób, w tym żona gubernatora Maria Shriver.
Dlatego w styczniu tego roku Schwarzenegger zaostrzył prawo karzące lekarzy o zbyt długich językach. "Zgodnie z nowymi procedurami skarżyć lekarza o naruszenie prywatności można nawet wtedy, gdy ujawnienie danych nie przyniosło żadnej szkody" - mówi DZIENNIKOWI Candace Cohen. Wysokie są też kary za sprzedaż plotki: od 25 do nawet 250 tysięcy dolarów.
Uzależnieni od sławy
Wielu lekarzy o swoich sławnych pacjentach opowiada mediom nie dla pieniędzy, ale z czystej chęci ogrzania się przez chwilę w blasku ich sławy. Ale przywilej latania prywatnym samolotem gwiazdy, zaproszenia na galę Oscarów czy ciągłe towarzyszenie prezydentowi, które należy do obowiązków lekarza naczelnego Białego Domu, potrafi uzależnić równie silnie, co aplikowany podopiecznym vicodin. Niektórzy sami zostają celebrytami. Taki sukces odniósł m.in. Phil McGraw, który zaczynał od pomagania prezenterce Oprah Winfrey, a dziś jest autorem bestsellerowych poradników takich jak "Życiowe strategie" i własnego show telewizyjnego "Dr Phil". Sukces medialny paradoksalnie odniósł nawet doktor Murray. W końcu to on częściej niż jego zmarły pracodawca jest dzisiaj w kręgu zainteresowania wszystkich mediów.