Według gen. Waldemara Skrzypczaka, dyrektywa dot. obrony Polski na linii Wisły została wymyślona przez polityków, a nie wojskowych. "To wymysł polityków, którzy nigdy nie konsultowali tego z wojskowymi. Co więcej, w ogóle nas nie słuchali" – mówił.

Reklama

Żaden plan operacji, przynajmniej w ćwiczeniach, które wtedy robiliśmy nie przewidywał wycofania się aż za Wisłę – powiedział. Jak wskazał, przy założeniu, że NATO nie udzieliłoby Polsce pomocy, "trudno byłoby wytrzymać pierwsze uderzenie armii rosyjskiej". Jednocześnie zaznaczył, że Polska w tamtym czasie była już członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Dopytywany o to, jak długo czekalibyśmy na reakcję NATO odpowiedział: W tamtym czasie zakładano, że na wojska amerykańskie czekalibyśmy do trzech miesięcy.

Gen. Skrzypczak wyjaśnił, że założenia ówczesnych dowódców Wojska Polskiego opierały się o rozpoznanie satelitarne USA. Zakładaliśmy, że jeżeli faktycznie miałoby dojść do agresji rosyjskiej na Polskę, to nie dałoby się tego ukryć. Amerykańskie rozpoznanie satelitarne odpowiednio wcześniej uprzedziłoby nas i innych członków NATO o szykowanej próbie agresji. To nie stałoby się z dnia na dzień. Kiedy Rosjanie i Białorusini prowadzili ćwiczenia +Zapad+, to też wiedzieliśmy o nich wszystko – przekonywał. Jak tłumaczył, po rozpoznaniu zagrożenia część sił NATO znalazłaby się w Polsce z wyprzedzeniem, a wojska polskie miały ruszyć na pozycje.

"Protestowaliśmy, ale nas nie słuchano"

Pytany o to, czy polityczna koncepcja obrony Polski na linii Wisły, to konsekwencja likwidowania jednostek wojskowych odpowiedział: Być może. Likwidowanie jednostek było ogromnym błędem. To były decyzje polityczne, a nie wojskowe. Protestowaliśmy, ale nas nie słuchano.

Przypomniał, że jedną z tych jednostek była 1 Warszawska Dywizja Zmechanizowana im. Tadeusza Kościuszki, której dowódcą był gen. Tadeusz Buk. Pamiętam, że na naradzie w Wesołej ówczesny szef MON Bogdan Klich, na pytanie moje i Buka, czy planuje zlikwidować 1. Dywizję Zmechanizowaną odpowiedział, że absolutnie nie ma takich zamiarów. Po prostu skłamał – powiedział gen. Skrzypczak.

Jak wspominał, w 2010 roku gen. Tadeusz Buk zginął w katastrofie smoleńskiej. Chwilę po tym rozformowano 1. Dywizję – mówił i dodał: Przy założeniu, że nie ma 1. Dywizji, przy potencjale, którym wtedy dysponowaliśmy i bez wsparcia NATO, Rosjanie doszliby do Warszawy. Jestem o tym przekonany.

Pytany o to, jakie byłyby tego konsekwencje odpowiedział: Rosjanie zostawiliby za sobą spaloną ziemię. Między Wisłą a Bugiem nie zostałoby nic. To samo zrobili na Ukrainie. Musielibyśmy odbijać okupowane przez Rosjan ziemie.

Reklama

W ocenie generała Skrzypczaka, politycy traktowali armię jako źródło oszczędności. Nie rozumieli tego, czemu ma służyć armia i do czego jest powołana. Szukali oszczędności, a w konsekwencji likwidowali swoje wojsko. Te decyzje nie były w żadnym sensie uzasadnione wojskowo – stwierdził.

Wskazał, że rozbudowywanie możliwości Wojska Polskiego, to słuszne posunięcie, ponieważ, jak podkreślił gen. Skrzypczak, "Putin rozumie wyłącznie język siły".

W niedzielę w mediach społecznościowych pojawił się spot, w którym szef MON Mariusz Błaszczak, wyjaśnia, jak niebezpieczne dla Polski były plany obrony terytorium naszego kraju na linii Wisły. W spocie pojawiają się zdjęcia dokumentów, w tym fragmentów planu użycia Sił Zbrojnych RP w ramach samodzielnej operacji obronnej, zatwierdzony przez b. szefa MON Bogdana Klicha.

Autorka: Daria Al Shehabi