Raport WHO to pierwsze tak duże porównanie poziomu bezpieczeństwa na drogach na całym świecie. Jego wyniki okazały się bardzo niekorzystne dla Polski. "Jest źle. W wypadkach w naszym kraju ginie wciąż zbyt wiele osób. I od lat to się nie zmienia" - zauważa Paulina Miśkiewicz, dyrektor polskiego oddziału WHO.
Z przytoczonych w raporcie danych Komendy Głównej Policji wynika, że w ostatnim roku w wypadkach zginęło u nas prawie 5,5 tys. osób. W przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców Polski co roku ginie na drogach 14 osób - tyle samo co w Gwatemali. W Europie gorzej jest tylko na Ukrainie, Łotwie, Słowacji, Litwie, Białorusi, w Rosji i Grecji.
>>>Tiry zjadą z dróg na tory? Za 167 lat
Raport wskazuje, że na polskich trasach liczba śmiertelnych ofiar wypadków w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców jest trzy razy wyższa niż w Wielkiej Brytanii, w Holandii czy Szwajcarii. To właśnie w tych krajach według WHO jeździ się najbezpieczniej.
Polskie drogi nie najlepiej wyglądają też w zestawieniu ze 178 państwami świata, które należą do tej organizacji. Wśród nich zajmujemy dopiero 85. pozycję. Za nami są jedynie nasi wschodni sąsiedzi i kraje Trzeciego Świata. Lepiej jest nawet w Argentynie, Bangladeszu, a także na Bahamach, Fidżi i Jamajce. "Jeśli nic się nie zmieni, do 2030 roku wypadki drogowe staną się jedną z głównych przyczyn zgonów Polaków" - ostrzega Paulina Miśkiewicz z WHO.
Zdaniem ekspertów główne przyczyny tak dużej liczby wypadków śmiertelnych w Polsce są wciąż te same: to zły stan nawierzchni i brawura kierowców. "Jeżeli po wąskiej drodze, na której są koleiny, z dużą prędkością mknie samochód i próbuje wyprzedzić na trzeciego, to nie ma się co dziwić, że dochodzi do wypadku" - mówi Adrian Furgalski, szef zespołu doradców gospodarczych TOR. I dodaje: "Ale problem też w tym, że Polacy nie uważają przy przechodzeniu przez ulicę. Np. w Kopenhadze potrącenia pieszych przez samochody należą do rzadkości. U nas to niemal codzienność".
Inną teorię przedstawia Andrzej Markowski, psycholog transportu. "Na drogach jest niebezpiecznie, bo Polacy wszędzie się gdzieś spieszą i nie potrafią być cierpliwi. Obrazowo mówiąc: gdy jakiś tir zatarasuje drogę, to polski kierowca trąbi, wścieka się. Inaczej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie wszyscy czekają cierpliwie na usunięcie ciężarówki" - zauważa.
Poza tym, zdaniem eksperta, na zachodzie Europy ludzie zwracają większą uwagę na przestrzeganie przepisów. "W Szwecji kierowca, który zauważy, że ktoś przekracza prędkość, dzwoni na policję i informuje ją o tym. W Polsce uznane byłoby to za donosicielstwo" - twierdzi Markowski.
Co ciekawe, nasi kierowcy wcale nie są tymi, którzy najczęściej prowadzą pod wpływem alkoholu. Kilka razy częściej pijani kierowcy powodują wypadki w Portugalii, Estonii i Australii.
Urzędnicy Ministerstwa Infrastruktury odpowiadającego za budowę nowych tras w kraju, choć nie kryją zaskoczenia wynikami rankingu, to niezbyt się nimi przejmują. "Dysponujemy nieoficjalnymi danymi policji, które mówią, że w pierwszym półroczu bieżącego roku było mniej zabitych na drogach niż w podobnym okresie w 2008 roku" - twierdzi rzecznik prasowy resortu Mikołaj Karpiński.