Do zdarzenia miało dojść 29 grudnia.
"Bandyci, jak to bandyci... Chodzą pieszo, jeżdżą samochodem, śmigają też rowerem... Ja miałem wątpliwą przyjemność natknięcia się dzisiaj na trzeci z tych rodzajów rzezimieszków. Otóż zjeżdżając po zmroku (16:10) do podziemnego garażu Arkadii (prędkość ok. 30 km/h - tempo 30! Ha! ) z Jana Pawła II (kierunek Żoliborz) musiałem przejechać przez niedoświetloną ścieżkę rowerową, biegnącą równolegle do jezdni. I właśnie w tym momencie wyskoczył prosto na mnie jakiś zagubiony uczestnik Tour de France, z prędkością na mój gust ok. 40 km/h" - relacjonował w swoim poście opublikowanym na Facebooku radny Piotr Żbikowski.
"Drogi Rowerowy bandyto…"
"Uchwyciwszy go kątem oka zza pleców odruchowo zatrzymałem toczący się pojazd tuż przed ścieżką. Jegomość ów objechał mój samochód, przystanął od strony kierowcy i zaczął coś pokrzykiwać na przemian łamaną polszczyzną i łamaną angielszczyzną. Aby lepiej go zrozumieć - opuściłem szybę i... w tym momencie otrzymałem potężny cios prosto w łuk brwiowy. Zanim zdążyłem zareagować bandyta (40-50 lat, kompletny ekwipunek miejskiego rowerzysty) wskoczył na swój nieoświetlony bicykl i zniknął w ciemności w stronę Żoliborza" - napisał radny.
"Drogi Rowerowy Bandyto - jestem pewny, że tęsknisz za naszym spotkaniem podobnie jak ja. Bądź spokojny. Wszystko to działo się w obrębie monitoringu wizyjnego. Spotkamy się z pewnością. Odpowiednie służby już działają" - podkreślił Żbikowski.
Portal tvnwarszawa.pl skontaktował się z radnym. Ten zaznaczył, że chciał nagłośnić tę sprawę, by zwrócić uwagę na zjawisko agresji drogowej. - Obowiązkiem polityków jest obniżanie napięcia społecznego i próba wyeliminowania tego typu zjawisk - tłumaczył dziennikarzom.
- Dla rowerzystów poruszających się po ścieżkach nie ma limitu prędkości. Takie ograniczenia powinny być wprowadzone. Ponadto nie ma możliwości identyfikacji rowerzysty, który popełni wykroczenie. Rowery również powinny mieć coś w rodzaju tablic rejestracyjnych - wskazał Piotr Żbikowski.
Sprawa trafiła na policję
Zaznaczył jednocześnie, że sprawę skierował na policję.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie o przestępstwie. Wstępna kwalifikacja czynu to naruszenie czynności ciała poniżej siedmiu dni - potwierdziła portalowi tvnwarszawa.pl Marta Sulowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV.
Jak wynika z artykułu 157 Kodeksu karnego to przestępstwo jest zagrożone karą do dwóch lat pozbawienia wolności.