Urząd Skarbowy skontroluje 115 punktów sprzedaży dopalaczy w całej Polsce. Podczas kontroli sklepy będą zamykane na cztery spusty, a pomiędzy półkami spacerować mają policjanci, strażnicy miejscy, a nawet inspektorzy z sanepidu i inspekcji handlowej.
Generalnie, chodzi o znalezienie pretekstów do nakładania na dystrybutorów dopalaczy kar finansowych za nieprawidłowości w księgach rozrachunkowych. Nieważne, czy będą to nieprawidłowości małe, czy duże. Nie ważne też, czy były efektem krętactw, czy nieświadomych uchybień.
"Ze względu na przedmiot działalności jest to tzw. branża podwyższonego ryzyka i w związku z tym czujemy się zobowiązani do sprawdzania, czy działalność jest prowadzona zgodnie z przepisami" - powiedziała rzecznik prasowy resortu finansów Magdalena Kobos.
Jak zaznaczyła rzeczniczka, podobne kontrole były już przeprowadzone w styczniu tego roku. Skontrolowano wtedy ok. 40 placówek z dopalaczami w całym kraju. Okazało się, że punkty sprzedaży nie uregulowały podatków na kwotę około 1 mln zł. Nieprawidłowości dotyczyły nieewidencjonowania sprzedaży tj. nie "wbijano" na kasę sprzedaży dopalaczy - kwota tych nieprawidłowości - to ok. 132 tys. zł. Zaniżony został ponadto należny podatek VAT na kwotę 690 tys. zł.
Właściciele sklepów z quasi-narkotykami śmieją się z władzy. Ilekroć ta publikuje listę zakazanych substancji, na rynku pojawiają się nowe, jeszcze nie objęte zakazem używki. Ale przebrała się miarka. Władza chce wykończyć dystrybutorów dopalaczy tak, jak kiedyś wykończono w USA Ala Capone. Podatkami.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama