Według relacji z "Faktu", do tragedii doszło w ich domu w Gortatowie. Natalia wróciła tam późnym wieczorem, co wywołało kłótnię z mężem. W wyniku czego Adam R. uderzył kobietę i następnie zacisnął ręce na jej szyi, co doprowadziło do śmierci.

Zamiast zgłosić incydent, wywiózł jej ciało do lasu, gdzie je ukrył, próbując zasugerować inny motyw zbrodni. Początkowo Adam R. zgłosił zaginięcie żony, twierdząc, że nie widział jej od soboty rano, a jej samochód stał w garażu. Mówił też o ich kryzysie małżeńskim i planach rozwodu, co miało rzekomo doprowadzić do jej odejścia.

Policja jednak szybko zaczęła podejrzewać mężczyznę, zatrzymując jego telefon i komputer do dalszych badań. Przełom nastąpił, gdy ustalono, że Adam R. nie mówił prawdy o wydarzeniach z piątku na sobotę.

Reklama

Kamera nagrała jego samochód wyjeżdżający z posesji po godzinie 2:00. Policja śledziła trasę, którą przejechał i w końcu zlokalizowała ciało Natalii ze śladami duszenia na szyi w okolicach jeziora Kowalskiego. Tego samego dnia Adam R. został aresztowany.

Reklama

Zbrodnia w cieniu strachu. Testament i wiadomość od Natalii obciążają męża.

Szczegóły śledztwa ukazały, że Natalia bała się męża i zostawiła sugestywną wiadomość sugerując, że może być podtruwana oraz testament, w którym pomijała go jako beneficjenta, cały majątek pozostawiając swojemu 10-letniemu synowi. Dołączyła do niego kartkę, w której sugerowała, że mąż może być zaangażowany w jej ewentualne zniknięcie.

Policjant zaangażowany w sprawę w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" podkreślił, że już od poniedziałku było jasne, że nie jest to zwykłe zaginięcie i w sprawę zaangażowane są osoby trzecie. Szczegóły tego, co wskazywało na związek mężczyzny ze zniknięciem Natalii, pozostają poufne, aby nie dawać wskazówek dla przyszłych sprawców.