Gwarantuję, tego jesteśmy pewni w stu procentach, że naszym celem byli chuligani, nikt inny - zapewnił w TVN24.
Portal tysol.pl. poinformował w środę po Marszu Niepodległości, że fotoreporter "Tygodnika Solidarność" Tomasz Gutry, "został postrzelony" podczas marszu.
Według relacji Tomasza Gutrego (...) miał do niego strzelić z kilku metrów policjant. Gumowy pocisk utkwił w twarzy (...) fotoreportera - pisał portal.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak powiedział w rozmowie z TVN24, że policja ubolewa nad tym co się stało.
Komendantowi, tak jak każdemu z policjantów, jest przykro, że do tego typu sytuacji doszło. Życzymy zdrowia panu fotoreporterowi - zaznaczył.
Ale pamiętajmy też o tym, dlaczego tam działała policja, jakie były okoliczności. W tamtym momencie, w tamtym miejscu doszło do realnego zagrożenia życia i zdrowia policjantów. Jeden z tych policjantów ma uraz twarzoczaszki, ma pęknięty oczodół, ma uraz mięśnia lewego oka. To pokazuje, że mamy do czynienia z niezwykłą brutalizacją ze strony osób, które atakują policjantów – mówił w TVN24.
W tym wypadku naszym celem działania, kiedy mamy zagrożone życie i zdrowie policjantów, jest przede wszystkim odparcie ataku ze strony chuliganów - dodał.
Nie może być takiej sytuacji, żeby ktokolwiek na tej linii pomiędzy policjantami a osobami agresywnymi się znalazł. Niestety tutaj taka sytuacja była – mówił Marczak.
Gwarantuję, że naszym celem byli chuligani, nikt inny – dodał.
W tym przypadku jest nam po prostu przykro, bo mamy do czynienia z ogromnym nieszczęściem, ale na tej linii w tym miejscu nie powinno nikogo być. Tam działała policja, tam były zdecydowane środki przymusu bezpośredniego stosowane przez policjantów. Każda osoba powinna to miejsce niezwłocznie opuścić, a nie pozostawać do samego końca - powiedział nadkomisarz Marczak w TVN24.
Rzecznik policji: Organizator Marszu Niepodległości nie dotrzymał obietnic
Organizator, czyli pan Bąkiewicz, nie dotrzymał obietnic. Za pośrednictwem mediów wskazywał na odpowiedzialność, na świadomość zagrożenia. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z tradycyjną formą, która obecnie jest niezgodna z przepisami. Należy zwrócić uwagę, że pan Bąkiewicz sam szedł w tym marszu i nie jechał żadnym pojazdem - powiedział w Polsat News rzecznik KSP, nadkom. Sylwester Marczak.
Mieliśmy mieć do czynienia z przejazdem dużej grupy osób, którego nie można byłoby zinterpretować wprost jako zgromadzenie. Mielibyśmy do czynienia z uczestnikami ruchu drogowego. W tym przypadku reakcje policjantów byłyby podyktowane przypadkami łamania prawa w ruchu drogowym - mówił rzecznik Komendy Stołecznej Policji
ZOBACZ WIDEO: