Meller podkreśla, że w 1974 roku, kiedy jego ojciec zwolniony w 1968 z Instytutu Spraw Międzynarodowych był siódmy rok bez pracy, pan Targalski, jeden z autorów tej książki, wstępował do partii.

To jest jakiś cień związku z rzeczywistością i zbudowano na tym insynuacje za pomocą manipulacji - stwierdza Meller. - Ojciec gen. Jaruzelskiego walczył z bolszewikami Stosując logikę autorów, Jaruzelski powinien być pierwszy, który walczy z czerwonymi w 1939 czy 1944 - dodaje.

Reklama

Sprawa jest prosta. Chodziło wyłącznie o to, aby przypieprzyć, w związku z tym we mnie walą. I za wszelką cenę szukają haka - mówi Meller.

Według Mellera autorzy opisali tych, którzy i się nie podobają. - Przykład Żakowskiego, który nie jest bohaterem mojej bajki, jest chybiony. On resortowe dziecko? Jakie resortowe dziecko? - stwierdza Meller. Kolejną osobą, która autorom podpadła był Tomasz Sekielski, krytykujący w swoim programie ekspertów z zespołu Macierewicza.

Robią to ludzie z redakcji, w której na drugiej stronie gazety ma felieton Marcin Wolski, pierwszy sekretarz POP do czasu stanu wojennego - kpi Meller.

Czym naraził się sam Marcin Meller? - Może rozmową z Andrzejem Morozowskim, w której przypomnieliśmy, że Dorota Kania ma sprawę o wymuszenie łapówki od teściowej Dochnala w zamian za załatwianie dojścia do ówczesnych ministrów Kaczmarka i Ziobry - zastanawia się dziennikarz. I nie zamierza przejść na "jasna stronę mocy" jak np. Marek Król, sekretarz KC PZPR w końcówce komuny, a dziś wielki autorytet polskiej prawicy.

Pieniądze są tu najmniej ważne. Podejrzewam, że oni sami nie sądzili, że to się będzie tak dobrze sprzedawać. Myślę, że zrobili to ze szczerej, czystej nienawiści. To dzieło prawdziwego uczucia - uważa Meller.

W książce "Resortowe dzieci" autorzy - Dorota Kania, Jerzy Targalski i Maciej Morosz opisali dziennikarzy i ich rodzinne życiorysy: od Jacka Żakowskiego po Monikę Olejnik. Teza książki to: zrobili kariery, bo albo sami służyli komunistom i esbekom, albo ich rodzice im się wysługiwali.