Bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej liczyć można było, że wywołała ona ozdrowieńczy wstrząs i pozwoliła Polakom odnaleźć utraconą jedność. Fenomen narodowej żałoby pokazywał przecież, jak istotna jest dla nas narodowa wspólnota.
Rok później mamy już pewność, że tragedia ta pogłębiła tylko dawne podziały i kazała obu stronom okopać się głębiej we wzajemnej wrogości, a nawet nienawiści. W efekcie mamy w Polsce klimat zimnej wojny domowej i jej pierwszą ofiarę: działacza PiS zabitego za to, że należał do tej partii.
Z perspektywy ocenić można, jak bardzo naiwne było oczekiwanie narodowego oczyszczenia. Jego warunkiem musiałby być szczery rachunek win, który okazałby się przytłaczający dla rządu i wspierających go środowisk.
Reklama
Pierwszą z nich były układy z premierem Rosji, który nie chciał dopuścić do obecności prezydenta Polski na uroczystościach katyńskich. W imię pogrążenia swojego przeciwnika, premier Tusk podjął zaproponowaną mu grę. Efektem tego była redukcja znaczenia wizyty Lecha Kaczyńskiego i brak jej należytego zabezpieczenia, za co w całości odpowiadał rząd.
Zgoda na przejęcie całości śledztwa przez stronę rosyjską, w tym przyjęcie zupełnie niewłaściwej metody jej prowadzenia, na podstawie konwencji odnoszącej się do katastrof cywilnych, oznaczało, że władze Polski nie traktują sprawy poważnie.
Po to więc, aby rozbroić negatywny dla nich potencjał żałoby trzeba było ją upartyjnić, zgodnie z wcześniejszą strategią przybić jej pisowski stempel. Trzeba było Polaków niezadowolonych z reakcji na tragedię smoleńską zepchnąć do obozu oszołomów. Temu służyła „operacja krzyż", tzn. ostentacyjne usuwanie krzyża spod prezydenckiego pałacu, co prowokowało gwałtowne reakcje ze strony jego obrońców.
Uczestnikiem tej kampanii, jak wszystkich wcześniejszych, była dominująca część mediów, która w innym wypadku musiałaby też dokonać rachunku sumienia. Taka jest przyczyna obecnego stanu rzeczy, a jego twórców nie usprawiedliwiają ekscesy, które pojawiają się również po drugiej stronie barykady.

Aleksander Kwaśniewski: W żałobę wkroczyła polityka