Kierunki polskiej polityki zagranicznej powinna wyznaczać ocena zagrożeń i szans. Ta związana jest z sytuacją Unii, wydarzeniami na Bliskim Wschodzie, relacjami Rosji z sąsiadami oraz konsekwencjami wyborów w USA.
Szansą jest UE, która daje nam możliwości rozwojowe. Aby wzmacniać Unię i maksymalizować nasze korzyści w niej, PO zbudowała sojusze z Francją i Niemcami. Dzięki temu byliśmy w stanie wpływać na politykę Brukseli w kierunku obrony prawa międzynarodowego i powstrzymania ekspansji Rosji na Ukrainie. Minister Waszczykowski twierdzi, że Polska stabilizuje Europę. Niestety dziś jest odwrotnie. PiS uznaje Unię za przeszkodę w łamaniu polskiej konstytucji i prawa. Gorzej. Stając po stronie tych, którzy z Unii chcieliby uczynić jedynie strefę wolnego handlu, PiS podważa jej fundamenty. Solidarna walka z terroryzmem i zagrożeniem rosyjskim jest możliwa tylko w warunkach wspólnoty interesów w wielu innych obszarach .
Chociaż Polska jest szóstym co do wielkości krajem UE, ustawiła się bokiem do szukania rozwiązań kryzysów imigracyjnego i finansowego krajów Południa oraz kryzysu wywołanego brexitem. Wyolbrzymiając problem uchodźców, PiS zaczął dostrzegać w Niemczech zagrożenie, a nie sojusznika. To stamtąd miała dostać się do Polski fala emigrantów, którą straszył. W efekcie zmiany priorytetów polityki wewnętrznej i europejskiej PiS skonfliktował nas z dwoma sojusznikami, Francją i Niemcami.
Jeśli chodzi o zbliżenie z Wielką Brytanią, to dla Londynu jesteśmy ważnym krajem, ale tylko w negocjacjach brexitowych, jako partner mogący wspierać brytyjskie stanowisko względem niemieckiego. Nic więcej. Zaś ograniczanie polityki bezpieczeństwa jedynie do współpracy z USA, lekceważąc europejskich sojuszników, w sytuacji kiedy prezydent elekt deklaruje uprawianie polityki wspólnie z prezydentem Putinem, może doprowadzić nas do całkowitego osamotnienia.
Reklama