Pani minister Elżbieta Radziszewska, pełnomocnik rządu ds. równego statusu, nie zrobiła jak dotąd kompletnie nic - ani dla kobiet, ani dla żadnej z dyskryminowanych grup. Od czasu do czasu słyszymy tylko, co planuje i co zamierza. Można narzekać, że jej urząd ma mało kompetencji i mało pieniędzy, ale nawet poprzedniczka pani Radziszewskiej - Joanna Kluzik-Rostkowska, która nie jest mi przecież światopoglądowo bliska - potrafiła zrobić przy niewielkich uprawnieniach dużo więcej dla poprawy sytuacji kobiet.

Reklama

Tymczasem minister Radziszewska - jak widać - nie reaguje nawet na ewidentne przejawy dyskryminacji, takie jak SMS posła Palikota, żeby dziennikarki przyszły na wywiad nago. Niezależnie od braku kompetencji należałoby oczekiwać, że ktoś, kto zajmuje się - podobno - równym statusem, zabrał w tej sprawie głos. Pani minister woli jednak lepić pierogi. Nie dziwię się zresztą, że już dziś ma wolne - zapewne w urzędzie nie jest zawalona robotą. Jednak wystarczyłoby, żeby wyobraziła sobie jako kobieta, co by poczuła, gdyby ktokolwiek podobnie ją potraktował. A mówimy przecież o pośle na Sejm - przedstawicielu władzy publicznej!

Swoim brakiem zainteresowania minister Radziszewska potwierdza tylko, że to, co najlepszego może zrobić dla kobiet, to podać się jak najszybciej do dymisji.