"Nie od dzisiaj kojarzy się ze służbami i zawsze w atmosferze aferalnej. Ilekroć uzyskał wpływ na to, co dzieje się w służbach, tylekroć mieliśmy do czynienia z mniejszą lub większą aferą wokół nich. Nie tędy droga" mówi Wojciech Olejniczak, lider SLD. Wtóruje mu Jerzy Szmajdziński: "Nie powinien mieć nic wspólnego z działalnością jakichkolwiek służb. Ktoś, kto na początku lat 90. skompromitował ideę lustracji, powinien być trzymany z daleka od tak newralgicznych formacji" mówi. Awanturnikiem określa go LPR, skonfliktowana z ugrupowaniem Macierewicza i walcząca z nim o tych samych wyborców. Zaniepokojony perspektywą "włączenia Antoniego Macierewicza w system polskiego bezpieczeństwa" jest poseł PO i były oficer służb specjalnych Konstanty Miodowicz. "Wydawało mi się, że w demokratycznej Polsce obowiązuje zasada, iż osób skrajnie radykalnych do służb się nie wpuszcza" mówi poseł "ta nominacja tę zasadę łamie". "Radykalny? A czy radykalne są dziś poglądy, że trzeba zlikwidować postkomunistyczne służby i zbudować nowe, niepodległej Rzeczpospolitejł Różnica polega tylko na tym, że ja robię to, co zapowiadam" odpowiada Macierewicz.

Reklama

Kto się boi ministra

Jednak mianowanie Antoniego Macierewicza na likwidatora WSI (Wojskowych Służb Specjalnych), które dotąd skutecznie opierały się reformom i weryfikacji po 1989 roku, zdradza też krótką ławkę kadrową PiS, bo okazuje się, że specjalistów od służb, do których premier mógłby mieć zaufanie, jest niewielu i musi sięgać po polityka uznawanego za kontrowersyjnego. "Ale jak się chce autentycznie rozprawić z WSI, to on jest najlepszy. Rozwali je na pewno" żartuje sobie jeden z członków PiS z rezerwą podchodzący do tej nominacji. Ale większość polityków PiS uważa tak jak poseł Tadeusz Cymafski: "To człowiek niezłomny, świetny kandydat. Premier Kaczyński mówi, że nikogo lepszego na to miejsce nie zna. Z pewnością w całym kraju nie znalazłaby się osoba, która wzbudzałaby w służbach większą grozę." Pamiętamy jego wizerunek z 1992 roku, gdy był ministrem spraw wewnętrznych: ponury, patrzący nieufnie spod czoła, z bródką i fajeczką, istny Mefistofeles. Noc 4 czerwca 1992 roku stanowiła dla tej kreacji najmocniejszy akord. Antoni Macierewicz dostarczył wtedy do Sejmu listę nazwisk polityków zarejestrowanych jako tajni współpracownicy służb specjalnych PRL. Samo jego przejście korytarzem sejmowym, nerwowe, szybkie, wystarczyło, by zmrozić krew w żyłach zebranym dziennikarzom i ówczesnym politykom. "Macierewicz postanowił zniszczyć Polskę, bo widocznie jest chory " powiedział wtedy Jacek Kuroń. Gdy dziś pytam byłego ministra, czy nadal jest tak pewny rzetelności skonstruowania listy, zwłaszcza gdy wiele umieszczonych na liście osób zostało uznanych przez sąd za niesłusznie posądzonych o współpracę, słyszę: "7 osób na 64. Tylko tyle. A sprawa Lecha Wałęsy pokazuje najdobitniej, jak te wyroki należy traktować". "Jak?" pytam. "Pomyłki sądowe się zdarzają" odpowiada "zwłaszcza gdy sąd nie bierze pod uwagę wszystkich materiałów. I po chwili dodaje: "We wszystkich tych wypadkach nie ma wątpliwości, że byli zarejestrowani w kartotece jako TW. A przecież tylko to powiedziałem jako minister spraw wewnętrznych. Tę samą metodę przyjmuje dzisiejsza ustawa właśnie głosowana w Sejmie". I dodaje "histeria w sprawie tamtej uchwały wynikała stąd, że od momentu jej wykonania lustracja stała się nieunikniona".

Formacja "Czarnej Jedynki"



Wychowywał się jako najmłodszy z trojga rodzeństwa, bez ojca. Zdzisław Macierewicz, naukowiec, chemik, związany był ze Stronnictwem Narodowym. W roku 1949 Urząd Bezpieczefstwa doprowadził do jego śmierci, której okoliczności do dziś nie są jasne. Profesor chemii Zbigniew Ryszard Grabowski, wówczas początkujący pracownik naukowy, wspomina, że UB wpadło na trop Zdzisława Macierewicza w związku z rzekomą siatką szpiegowską francuskiego konsula w Szczecinie. Znaleziono go martwego w jego gabinecie na Wydziale Chemii. UB aresztowała też jego asystentkę, która wyszła z więzienia dopiero w 56. roku. Kilku z pracowników naukowych, jak pisze prof. Grabowski, opodatkowało się na rzecz wdowy, która została z trójką dzieci i przez wiele lat wpłacało coś co miesiąc na ich utrzymanie. Antoni Macierewicz o okolicznościach śmierci ojca i jego związkach z niepodległościowym podziemiem dowiedział się już jako dorosły człowiek. W jego rodzinie był to temat tabu. Macierewicz mówi, że nie pamięta, kiedy zaczął być opozycjonistą. "Wychowywałem się w środowisku polskiej inteligencji katolickiej i niepodległościowej, ojciec był przed wojną członkiem Stronnictwa Narodowego, a po wojnie Stronnictwa Pracy, w tym środowisku było oczywiste, że Polska jest krajem okupowanym. A więc dążenie do odzyskania niepodległości było obowiązkiem oczywistym dla wszystkich. Ale wszystko zaczęło się chyba od działalności w 1. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej im. Romualda Traugutta, czyli słynnej "Czarnej Jedynki".

Reklama

To z tego czasu datuje się przyjaźń Macierewicza z Piotrem Naimskim, obecnym wiceministrem gospodarki i Marcinem Gugulskim, byłym rzecznikiem rządu Jana Olszewskiego. Działalność "Czarnej Jedynki" została przez władze zawieszona po grudniu 1971 roku. Służba Bezpieczeństwa wtargnęła na spotkanie w domu państwa Doroszewskich w Zalesiu Górnym i zatrzymała wszystkich uczestników. Na tamtym spotkaniu był też Bronisław Komorowski, obecny wicemarszałek Sejmu, a wówczas szukający w Gromadzie włóczęgów wyrosłej wokół "Czarnej Jedynki" kontaktów do roboty konspiracyjnej. "Byłem wychowywany na to, że mam robić powstanie" wspomina dziś "wtedy mnie po raz pierwszy zatrzymano. Macierewicza wypuszczono wcześniej. Zawsze był odpowiedzialny, więc jak tylko wyszedł, obdzwaniał rodziców tych dzieciaków, które jeszcze siedziały. Od wszystkich słyszał wyrzuty - "jak może ich narażać, że to straszne itp. A jak zadzwonił do mojego domu, ojciec zareagował: - No świetnie, bardzo się cieszę, nareszciecoś robicie!" opowiada Komorowski.

Czas konspiry



Ci, którzy zetknęli się z Antonim Macierewiczem w latach 70., jak Antoni Mężydło czy Ludwik Dorn, wspominają, że to on był motorem wielu akcji politycznych. "Miał niesamowite pomysły. Był moim guru, nie wyprę się tego" mówi Bronisław Komorowski. Angażuje się w akcję zbierania podpisów pod listem protestacyjnym w sprawie zmian w konstytucji. PZPR chciała wtedy wpisać "przewodnią rolę partii" i "zależność od ZSRR". W 1976 roku dostarcza z harcerzami prowiant dla strajkujących robotników w Zakładach Produkcyjnych "Ursus" w Warszawie. Powstaje Komitet Obrony Robotników. To Macierewicz miał wymyślić jego nazwę i zredagował pierwszy komunikat KOR. Ale od razu też w Komitecie Obrony Robotników zaczęły się pierwsze spory, które środowisko dawnej opozycji do dziś dzielą. Szybko okazało się, że jest "grupa Macierewicza", do której należeli Piotr Naimski i Wojciech Ziembiński oraz "grupa Kuronia i Michnika", w której znaleźli się komandosi z 68 roku, o lewicowym rodowodzie. Tyle że, jak wspominają pamiętający Macierewicza z tamtego czasu koledzy, Macierewicz, choć z innego rodowodu niż komandosi, sympatie lewicowe miał przejawiać całkiem wyraźne. Jacek Kuroń w swej książce "Gwiezdny czas" pisał "Antek mówił o sobie, że jest guevarystą", a Jan Lityński utrzymuje, że Macierewicz zafascynowany ruchami południowoamerykańskimi był "radykalnie marksistowski". "Opowiadał nam o partyzantce południowo-amerykańskiej Ruchu Rewolucyjnego imienia Tupac Amaru i zafascynował nas tym tak, że w mojej organizacji kupiliśmy rewolwer" mówi Bronisław Komorowski "ale przypisywanie mu poglądów lewicowych jest nieuczciwe i nieprawdziwe". Antoni Macierewicz także temu konsekwentnie zaprzecza. Twierdzi, że zainteresowanie partyzantką miejską miało wymiar nie ideologiczny, tylko praktyczny. "Trzeba było analizować różne formy walki. Wystąpienie zbrojne było wówczas w centrum naszych rozważań" mówi. Macierewicz uważa też, że przypisywanie mu guevaryzmu to robota Adama Michnika. Anegdota głosi, że najbardziej prestiżowy spór między obydwoma działaczami wybuchł o... inicjały, jakimi mają się podpisywać w "Głosie", piśmie KOR. Obydwaj podpisywali się A.M. "Ty, Antek, nie podpisuj się tak, bo pomyślą, że to Adam Mickiewicz pisał" miał mu powiedzieć Adam Michnik. Rozłam nastąpił już po pierwszym numerze "Głosu", gdy Macierewicz nie zgodził się zamieścić tekstu Adama Michnika. Komandosi odchodzą z pisma i zakładają "Krytykę". Środowisko "Głosu" znalazło się na uboczu głównego nurtu opozycji. Od września 1980 r. Macierewicz kieruje Ośrodkiem Badań Społecznych NSZZ "Solidarność". Znajduje tam pracę związany z jego kręgiem od lat Ludwik Dorn, ale też młody warszawski prawnik i opozycjonista Jarosław Kaczyński. Stan wojenny zastaje go w Stoczni Gdańskiej, gdzie staje się członkiem Krajowego Komitetu Strajkowego. ZOMO szturmem wchodzi do Stoczni. Macierewicz zostaje aresztowany i odwieziony do Iławy. Potem trafia do obozu w Łupkowie, z którego dzięki pomocy księdza ucieka w... karawanie. Ukrywa się przez dwa i pół roku. Razem z Dornem znowu redagują "Głos". "Ludzie Macierewicza to była zamknięta, zintegrowana grupa" wspominał Jarosław Kaczyński, który do niej nie należał. W 1984 roku ukazuje się w "Głosie" tekst o potrzebie szukania porozumienia części opozycji za pośrednictwem Kościoła z... kadrą wojskową. Tekst spotkał się z oburzeniem części opozycji. Do dziś ani Macierewicz, ani Dorn nie lubią wspominać tego artykułu. "A to oni pierwsi zaproponowali w ten sposób Okrągły Stół" mówi pół żartem, pół serio Antoni Mężydło. Jednak prawdziwego Okrągłego Stołu nie popierają. Macierewicz wręcz namawia ludzi prawicowej opozycji, żeby nie przyjmowali zaproszenia Czesława Kiszczaka do rozmów. Ostro kontestują porozumienie. "To był błąd" mówił potem po latach Ludwik Dorn "niemądry się okazałem, ale to było wynikiem postawy Macierewicza."

Oponent

Jesienią 1989 roku z protestu przeciwko układom Okrągłego Stołu wraz z innymi przedstawicielami środowisk niepodległościowych założył Zjednoczenie Chrześcijafsko-Narodowe. Współpracuje jednak w Komitecie Doradczym z nowo wybranym prezydentem Lechem Wałęsą. Zostaje posłem, potem ministrem spraw wewnętrznych. Potem współtworzy kilka partii prawicowych. Nigdy nie są trwałe i zwykle to Macierewicz je opuszcza, by tworzyć nowe, własne. "Nie da się wiele powiedzieć o powstawaniu, upadku i podziałach partii prawicowych w latach 90., bo prawda o tym okresie zawarta jest w teczkach inwigilacji prawicy" mówią dziś działacze tych ugrupowań. Macierewiczowi nie udaje się wytrwać w jednej partii nawet z Janem Olszewskim. "Ale nawet, gdy byliśmy w oddzielnych partiach, w momentach decydujących działaliśmy razem" mówi. Od 1997 roku do 2005 znów jest w Sejmie, najpierw z ramienia ROP, potem LPR. Jest stałym bywalcem Radia Maryja, a w Sejmie, gdy ojciec Rydzyk przysłuchuje się debacie, poseł Macierewicz, przemawiając z trybuny sejmowej, zaczyna: "Panie marszałku, wysoki Sejmie, ojcze dyrektorze...". "Nie bardzo rozumiem, czemu on się tam znalazł" mówi Mężydło "on tam nie pasuje. Sądzę, że raczej wymyślił sobie, że na taki nurt jest oczekiwanie społeczne. I dlatego jest tam, gdzie jest". Macierewicz odpowiada na to: "Polska, by odzyskać niepodległość, musi dokonać pełnej mobilizacji sił narodowych, a to nie jest możliwe inaczej jak poprzez katolicyzm. To jest obiektywnie istniejąca rzeczywistość, na którą nie ma się co obrażać, tylko trzeba przyjąć. Jesteśmy narodem katolickim i polska nowoczesność musi mieć katolicki kształt". Obecny lider Ruchu Katolicko-Narodowego nie tylko dba o wyśmienite relacje z ojcem Rydzykiem (to on miał być jednym z architektów poparcia Radia Maryja dla Lecha Kaczyńskiego i rządów PiS), ale też o dobry kontakt z elektoratem. Przykładem niech będzie odpowiedź na ankietę prawicowego portalu Ojczyzna.pl. "Czy nosił pan kiedyś inne nazwiskoł Na przykład Izaak Singer? "Nie nosiłem nigdy nazwiska Izaak Singer. Z tego, co wiem, nie nosił takiego nazwiska także nikt z mojej rodziny, czy to od strony Ojca, czy Matki, a więc nikt z Macierewiczów, Nowakowskich, Grabowskich, Niementowskich czy też Strączyńskich, Winczakiewiczów lub Kozarskich. Jak było w XVII wieku -- nie wiem, ale za ostatnie 300 lat gwarantuję" odpisał Macierewicz. Teraz ma zostać likwidatorem WSI, ale też i twórcą nowych Wojskowych Służb Specjalnych. "To trochę wynika z tego, że cały czas zajmuję się tym samym i jeśli ktoś chce dokonać tu zasadniczych zmian, musi w końcu trafić na mnie" mówi. Rzeczywiście, od lat jego głównym zainteresowaniem są służby specjalne. Uważa, że do dziś pozostały faktycznym narzędziem układu, ludzi, którzy próbują utrzymać PRL-bis i którzy kontrolowali przez ostatnie lata sferę polityki, gospodarki i mediów. Praca w komisji śledczej badającej sprawę Orlenu utwierdziła go w tym przekonaniu. "On ciągle czytał dokumenty. Był bardzo pracowity" mówi Andrzej Aumiller, kierujący pracami komisji "tyle że moim zdaniem wnioski, które wyciągał, były dalej idące, niż dałoby się to udowodnić."