"Dla niektórych jestem nie do przyjęcia, bo mam wrodzoną awersję do każdego - niezależnie od jego opcji politycznej - kto, pełniąc funkcję publiczną, co ja pojmuję w kategorii służby, załatwia swoje interesy" - mówił Marek Surmacz gazecie "Nasza Polska" w 1995 roku. I wygląda na to, że ta zasada obróciła się przeciw niemu. Bo jak napisał DZIENNIK, wiceminister Surmacz polecił wrocławskim policjantom dostarczyć hamburgery do pociągu koleżance, wiceminister pracy Elżbiecie Rafalskiej.

Reklama

Troje przyjaciół z Gorzowa

Rafalska, dla której wiceszef MSWiA Marek Surmacz wysyłał policjantów z hamburgerami, zna go nie od dziś. Podobnie jak on pierwsze kroki w polityce stawiała w Gorzowie Wielkopolskim. Trenowała tam kiedyś damską koszykówkę, potem zajęła się polityką. Najpierw jako działaczka samorządowa lokalnego komitetu Razem dla Gorzowa, potem w PiS razem z Surmaczem i Kazimierzem Marcinkiewiczem. W wyborach parlamentarnych dostała się jednak do Senatu, skąd przeszła do ministerstwa.

"Polska wymaga naprawy" - mówiła Rafalska "Ziemi Gorzowskiej" i przekonywała, że ma odpowiednią wiedzę i doświadczenie, by wziąć udział w realizowaniu programu wyborczego PiS. Marek Surmacz potwierdzał, że jego koleżanka nadaje się do reformowania Polski.

Reklama

Droga Surmacza do władzy jest bardziej barwna. Zaczynał razem z Rafalską w radzie Gorzowa. Dostał się do Sejmu w 1995 roku, w sierpniu 2006 roku już był wiceszefem MSWiA. Odpowiada za nadzór policji, Straży Granicznej i Biura Ochrony Rządu. Ale zanim został posłem i wiceministrem, robił karierę w milicji i policji. Zasłynął tym, że w 1989 roku zakładał związek zawodowy gorzowskich policjantów. Zasiadał w komisji, która weryfikowała esbeków i milicjantów do pracy w policji. Znany był ze swoich ostrych wypowiedzi i twardego charakteru.

Z policji odszedł w okolicznościach, które budzą wątpliwości wielu mediów. Radio RMF podało, że w 1996 roku wyleciał ze służby, bo zaangażował się w działalność polityczną. "Zostałem rzecznikiem przy sztabie wyborczym Hanny Gronkiewicz-Waltz" - opowiadał Surmacz, ale dodawał jednocześnie, że został zmuszony do odejścia.

"Hamburgery? To był zwykły ludzki odruch"

Reklama

"Fala esbeków wróciła do policji. Wiadomo było, że nie będę się temu przyglądać spokojnie" - tłumaczył. RMF twierdziło również, że Surmacz miał sprawę o pobicie i że bezprawnie oddawał kierowcom prawa jazdy. Surmacz zaprzeczał.

Gdy na jaw wyszła afera z odwiezieniem radiowozem do Siedlec dyrektora MSWiA Tomasz Serafina, a w drodze powrotnej dwoje policjantów zginęło w wypadku, Marek Surmacz bronił dyrektora z ministerstwa. "Tomasz Serafin, który użył radiowozu jako taksówki, nie powinien być zwolniony z policji" - mówił wtedy. Teraz też nie widzi nic złego w tym, że kazał policjantom oderwać się od obowiązków i dostarczyć głodnej Rafalskiej kanapkę do pociągu. "To był zwykły ludzki odruch" - tłumaczy.