"W szpitalu u mamy byłem już 40 minut po tym, jak dowiedziałem się o śmierci brata. Lekarze doradzili mi, żeby ze względu na jej stan zdrowia chronić mamę przed tą wstrząsającą informacją. Mama leżała w sześcioosobowej sali, ale całe szczęście, udało się ją uchronić od tej wiadomości. To pomogło. Szczęście w nieszczęściu, że mama była też trochę oszołomiona na skutek choroby. Było mi łatwiej, bo mama brała mnie za Leszka. Nigdy w ciągu sześćdziesięciu lat naszego życia nie pomyliła mnie i brata. Rozróżniała nawet nasze głosy. Dopiero na skutek choroby miała z tym problem. Dbałem o każdy szczegół, by niczego nie spostrzegła. Gdy wchodziłem do szpitala, zdejmowałem czarny krawat i marynarkę, i zmieniałem na inny kolor. Miałem kilka takich zestawów ubrań na zmianę. Izolowaliśmy też mamę od radia i telewizji" - mówi Kaczyński.

Reklama

"Gdy po trzech tygodniach nastąpiła poprawa, wymyśliłem podróż Leszka do Ameryki Południowej. Powiedziałem, że tam nie ma łączności telefonicznej i codziennie jeżdżę do Pałacu Prezydenckiego, by z nim porozmawiać przez telefon satelitarny. Ta historia była wiarygodna, bo ta podróż rzeczywiście była planowana. Snułem więc opowieści o kolejnych krajach, które odwiedza Leszek, o Peru, Argentynie. Ale i to się z czasem wyczerpało. Wymyśliliśmy więc z dyrektorem szpitala dalszy ciąg, a pomógł w tym pył z wulkanu – Leszek nie może wrócić samolotem i płynie statkiem do Polski. Znalazłem nawet konkretny port, mówiłem, że brat musi najpierw popłynąć do Meksyku. Opisywałem rejs, że było za mało kajut, że trzeba było je dzielić między wiele osób, że wynikały z tego kłótnie na pokładzie" - opowiada "Faktowi" prezes PiS.

Jarosław Kaczyński mówi, że to wszystko kosztowało go bardzo wiele wysiłku. "Momentami sam chciałem wierzyć w te opowieści, że Leszek żyje" - dodaje lider PiS.

W końcu jednak trzeba było powiedzieć mamie o katastrofie.

"Tylko ja mogłem to zrobić. Nastąpił wstrząs, stan mamy się pogorszył. Trzeba było podać leki uspokajające, a to z kolei zniweczyło dotychczasową rehabilitację. Kilka tygodni wcześniej, gdy mama odzyskała przytomność, była całkowicie sparaliżowana. Nie mogła ruszyć nawet palcem. Dopiero rehabilitacja jej pomogła. A po tym, jak powiedziałem jej o Leszku, stan się pogorszył i długo nie było poprawy" - mówi Jarosław Kaczyński.

Reklama



"Wiele mi zostało po bracie, krawaty, a nawet słoniki na szczęście. A nad łóżkiem mam jego zdjęcie, takie zwykłe, zrobione na jakiejś konferencji. Wszędzie są dziesiątki jego osobistych rzeczy, bo to był też jego dom (...) Myślę o bracie setki razy dziennie. Można powiedzieć, że nie zapominam o nim ani na chwilę. Bo to jest coś, co już na pewno we mnie zostanie" - dodaje prezes PiS.

Reklama

Jarosław Kaczyński ujawnia, że dał coś prezydentowi na ostatnią drogę. "Włożyłem Leszkowi do trumny dwie bardzo osobiste rzeczy..." - mówi lider PiS.

Jego zdaniem Wawel jest jak najbardziej odpowiednim miejscem pochówku prezydenckiej pary.

"Wawel jest dla niego najbardziej zaszczytnym miejscem. Brat w krótkim, ale bardzo bogatym życiu zrobił tyle dla Polski, że sobie na to miejsce zasłużył. Tylko mało kogo tak fałszowano jako prezydenta i polityka. Niestety, dziś także się tak dzieje w stosunku do mnie, czy Prawa i Sprawiedliwości. Mamy przykłady nierzetelności w pokazywaniu nas przez TVN. Nie chodzi nam o krytykę, tylko skrajną nierzetelność i nieprawdę. Jak tak będzie dalej, to my poradzimy sobie bez tej stacji. Pytanie, czy telewizja informacyjna poradzi sobie bez polityków największej partii opozycyjnej, którą popiera co trzeci Polak" - zastanawia się Kaczyński.

Prezes PiS nie chce powiedzieć czy 10 kwietnia pojedzie do Smoleńska.

"Dziś nie czuję takiej potrzeby, by tam wracać. Ale pamiętam, że gdy tam byłem 10 kwietnia, zadzwonił do mnie przyjaciel i powiedział: zabierz Leszka z tej przeklętej ziemi. Coś w tym jest – to przeklęta ziemia. Dlatego chciałbym, by wszystkie cmentarze ze wschodu przenieść do Polski, żeby ciała pomordowanych w Miednoje czy w Smoleńsku spoczęły w naszej ziemi. Żeby stworzyć dla nich wielkie mauzoleum, coś monumentalnego, miejsce budowania pamięci narodu. To jest jednak zadanie dla architektów, a nie dla mnie" - mówi Jarosław Kaczyński.

>>>Czytaj też: Znaleziono ostatnie zdjęcie prezydenta z tupolewa