Ja jako człowiek, który czuje się członkiem Kościoła powszechnego, nie będąc członkiem lewicy, odczuwam ogromną potrzebę rozmawiania o takim właśnie Kościele, który mógłby być atrakcyjny z punktu widzenia środowisk o wrażliwości lewicowej - stwierdził prezydent, przemawiając na zorganizowanej w Belwederze debacie "Kościół i lewica: porzucone ideały?".

Reklama

Przypomniał przy tym, że przez wiele lat pracował w seminarium duchownym ojców franciszkanów w Niepokalanowie. Podkreślił, że była to możliwość kształtowania wrażliwości młodych ludzi, ale także odpowiedzialność za to, by nie byli bezkrytyczni. Jak mówił, odbył w tamtym czasie tysiące rozmów na temat zjawisk, które towarzyszyły i ciągle towarzyszą Kościołowi, który wówczas funkcjonował w ramach systemu komunistycznego.

Jak wspominał Bronisław Komorowski, jedną z najciekawszych rozmów, jakie odbył, była rozmowa ze starym bratem zakonnym, któremu żalił się między innymi na niepokój związany z nadmiernym gromadzeniem dóbr materialnych przez przedstawicieli Kościoła.

On mi powiedział: panie profesorze, niech pan się tak bardzo nie przejmuje, bo nie ma czym. To wszystko załatwia święty Franciszek. Jak już franciszkanie nagromadzą tych dóbr, jak on widzi, że to nie służy biednym, to zawsze przychodzi ktoś i im to wszystko zabiera. Raz to byli hitlerowcy, potem komuniści - stwierdził prezydent.

Reklama

Myślę sobie, że jest gdzieś zapotrzebowanie na postawę świętego Franciszka w każdym człowieku, niezależnie, czy ma wrażliwość bardzo lewicową, czy bardzo prawicową - przekonywał Komorowski i zachęcał, by w duchu św. Franciszka rozmawiać na temat relacji lewica-Kościół, nie tyle rozumianej jako sfera sporów politycznych czy ideowych, ale jako sfera wspólnej odpowiedzialności za najuboższych.