Giertych, mimo że jest szefem mało liczącej się partii, nadal zachowuje się, jakby był przynajmniej wicepremierem. Zaszczyty i przysługi rozdaje hojnie na lewo i prawo. Szczególnymi względami cieszy się u niego były minister Janusz Kaczmarek. Giertych najpierw mianował go dość egzotycznym kandydatem osobliwej koalicji Ligi i Samoobrony na premiera, a teraz wspomaga go jeszcze materialnie. Oczywiście za pieniądze podatników - czytamy w "Fakcie".

Reklama

W sobotę, gdy Kaczmarek mógł cieszyć się pierwszym dniem wolności po wyjściu z prokuratury, partia Giertycha użyczyła mu na cały dzień luksusową limuzynę lancię thesis - opisuje bulwarówka. Kaczmarek więc woził się samochodem należącym do Kancelarii Sejmu, z zawodowym kierowcą. Najpierw podskoczył przed kancelarię premiera. Tam w "biało-czerwonym miasteczku" atakował rząd. Potem mógł jeszcze trochę pojeździć sobie samochodem, który - jak nieoficjalnie dowiedział się "Fakt" jest na co dzień autem wykorzystywanym przez Mirosława Orzechowskiego, szefa klubu parlamentarnego LPR.

Potem Kaczmarek przy aprobacie Giertycha, z butelką alkoholu w ręku odwiedził swojego adwokata. Naturalnie tą samą limuzyną. Koszt tej Giertychowskiej taksówki pokryją oczywiście podatnicy. Tyle że później było jeszcze lepiej. Kaczmarek wykorzystał bowiem sejmowy samochód do... odbycia podróży do swego rodzinnego gdyńskiego domu oddalonego o ok. 370 km od stolicy. Ciekawe tylko czy za to objazdowe tournee zapłaci z własnej kieszeni lub czy zrobi to jego polityczny mentor - Giertych - zastanawia się "Fakt".

Reklama