Czesi mają nowy rząd. Premierem, którego wskazał prezydent, jest Jirzi Rusnoka. Ale w centrum zainteresowania dziennikarzy nie znalazł się program gabinetu, lecz... długopisy. Uwagę dziennikarzy „Lidovych Novin” zwróciły nielicujące z powagą sytuacji dość tandetne pisaki, którymi przyszli ministrowie podpisywali nominacje. Po małym śledztwie okazało się, że kosztowały 56 koron (8 zł) za sztukę.
Czy był to celowy zabieg – nie wiadomo, bo pytana o tę kwestię kancelaria prezydenta odmówiła komentarza. Jednak sprawa długopisów i piór nie po raz pierwszy staje się tematem publicznych debat. Niecały rok temu, kiedy swoją nominację odbierał prezydent Milosz Zeman, pewien czeski producent artykułów piśmienniczych zaoferował mu pióro warte ponoć 1 mln koron (160 tys. zł). Ten ostentacyjnie odmówił przyjęcia i poradził firmie, by przeznaczyła tę fortunę na zakup wyprawki szkolnej dla potrzebujących uczniów. Ostrożność prezydenta to efekt międzynarodowego skandalu, który wywołał jego poprzednik Vaclav Klaus. Kilka lat temu hitem internetu stał się filmik, na którym widać, jak Klaus podczas wizyty u chilijskiego prezydenta ukradkiem chowa ozdobne pióro (którym przed chwila podpisywał wspólny protokół) do kieszeni.
Być może te wczorajsze tanie długopisy były pewnego rodzaju demonstracją: że nowa władza nie będzie szastać pieniędzmi. Wskazywać na to mogłoby również to, że przyszli ministrowie przyjechali na Hradczany autobusem, a nie służbowymi limuzynami. Takie symboliczne gesty nie dziwią, bo poprzedni gabinet upadł m.in. z powodu podejrzeń korupcyjnych.
Jednak trudno o dobry wizerunek nowego gabinetu, kiedy nowy minister finansów na kilka dni przed nominacją w nieoczekiwany sposób znalazł 5 mln koron, by spłacić dług za swoją kampanię prezydencką. Przez pół roku migał się od zapłaty, tłumacząc, że nie ma pieniędzy. Kiedy jednak do mediów przeciekły informacje, że zabrał się za generalny remont mieszkania, zaczął przebąkiwać, że niedługo też spłaci wyborcze długi. A kiedy się okazało, że ma szansę zostać ministrem finansów, w cudowny sposób znalazło się kilku darczyńców, którzy w ciągu jednego dnia wpłacili mu całą potrzebną kwotę na konto.
Reklama
W mediach społecznościowych zawrzało, a internauci nie przebierali w słowach. Pytali, jak to się dzieje, że rząd padł właśnie z powodu oskarżeń o korupcję, a zaledwie miesiąc później pojawia się minister finansów, który w ciągu trzech dni umie sobie zorganizować kilka milionów koron. Niektórzy dodawali ironicznie: Proszę, jak jest taki skuteczny, to może w kilka dni uda mu się spłacić zobowiązania naszego państwa.
Reklama