Nawet 10 tysięcy osób mogło zginąć w sobotnim trzęsieniu ziemi w Nepalu. Mówił o tym premier tego kraju. Jak dotąd, liczba ofiar kataklizmu przekroczyła 4 tysiące, ale wiele osób wciąż pozostaje pod gruzami, a do niektórych miejsc nie można w ogóle dotrzeć.
Choć od trzęsienia ziemi minęły trzy dni, nadal nie wiadomo, ile osób znajduje się jeszcze pod zwałami ziemi i pod gruzami. Ratownicy z całego świata, a także mieszkańcy Nepalu przeczesują gruzowiska w poszukiwaniu żywych. Do szpitali wciąż trafiają nowi ranni. Nawet po prawie czterech dniach przychodzą do nas ludzie. Mamy mnóstwo złamań, otwartych ran i ludzi, którzy przez ten czas nie dostali żadnej pomocy lekarskiej - mówi szef grupy Ratownicy Bez Granic Arie Levy.
Premier Nepalu poinformował, że liczba zabitych może sięgnąć nawet 10 tysięcy osób, bo do wielu wiosek nie dotarła jeszcze żadna pomoc. ONZ szacuje, że katastrofa dotknęła w sumie 8 milionów osób, czyli niemal jedną trzecią społeczeństwa Nepalu. W wielu miejscach nie ma wody i prądu, a władze obawiają się wybuchu epidemii.
Wciąż pojawiają się wstrząsy wtórne, dlatego wiele osób w Katmandu spędziło noc pod gołym niebem, bojąc się wrócić do domów. Udało się natomiast uratować wszystkich wspinaczy, którzy po trzęsieniu ziemi utknęli w obozowiskach w rejonie Mount Everest W Nepalu pracują m.in. polskie ekipy ratowników oraz medyków. Na miejsce dociera też pomoc z całego świata.
ZOBACZ TAKŻE: Mount Everest: Najtragiczniejszy dzień w historii wspinaczek>>>