W zeszłym roku co czwarty Polak, który chciał wyjechać do USA, musiał pozostać w domu. Przesłany przez Kongres do Białego Domu projekt reformy polityki wizowej zakłada tymczasem, że do programu visa waiver mogą przystąpić jedynie te państwa, gdzie amerykańscy konsulowie w przynajmniej 90 procentach przypadków przyznają wizy. Prezydent Bush podpisze go jeszcze w tym tygodniu.

Reklama

W zgodnej opinii ekspertów nasz kraj ten warunek mógłby spełnić szybko. Z powodu załamania kursu dolara i otwarcia rynków pracy w Europie Zachodniej wyjazd do USA za pracą na czarno przestaje się bowiem opłacać. Amerykańscy konsulowie mają więc coraz mniej powodów do odmowy przyznania wiz. Od dwóch lat liczba wyjeżdżających do Ameryki z tego powodu wręcz spada: w 2005 roku było ich 129 tysięcy, rok później już o 8 tysięcy mniej. "W tym roku spadek będzie jeszcze większy" - zapowiada amerykańska konsul w Krakowie Susan Parker-Burns.

Amerykanie pozostają jednak równie niechętni wobec wyjeżdżających Polaków jak dawnej. O ile w 2005 roku wiz do Stanów nie otrzymało aż 25,4 procent chętnych, o tyle rok później było ich jeszcze więcej: 25,8 procent. Ten rok, ostrzegają amerykańscy konsulowie, nie będzie lepszy.

Przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu Paweł Zalewski uważa, że w USA nie zauważono, iż od 1990 roku Polska przestała być biednym krajem, który ledwo wyrwał się z komunizmu. Polscy pracownicy placówek dyplomatycznych USA potwierdzają: decyzje amerykańskich konsuli są najczęściej uznaniowe, bez większego związku z rzeczywistą sytuacją petentów.

"Radzę przyjść w piątek, bo przed weekendem Amerykanie mają lepszy humor. Dobrze też, kiedy za oknem jest ładna pogoda. No i warto ładnie się ubrać, choć jeden konsul woli wypastowane buty, a drugi większy luz" - radzi tym, którzy chcą złożyć podanie o wizę, jeden z Polaków zatrudnionych w konsulacie USA w Warszawie.

Po wejściu do budynku decyzja zapada błyskawicznie. W ciągu roku amerykański konsul przeprowadza statystycznie około 10 tysięcy rozmów z kandydatami do wyjazdu do Ameryki. Na każdą poświęca minutę, najwyżej dwie. "Trzeba w tym czasie przekonać nas o dwóch rzeczach: że nie przekroczy się terminu pobytu ustalonego w wizie (6 miesięcy) i nie podejmie pracy" - mówi DZIENNIKOWI Susan Parker-Burns.

Jak to zrobić w parę chwil? Większe szanse mają starsi niż młodsi, zamężni niż kawalerowie i panny, bo tych pierwszych, wedle wyczucia Amerykanów, "łączą słabsze więzi z rodzinnym krajem". Dobrym argumentem czasami okazuje się wysokopłatna praca i własnościowe mieszkanie.

Reklama

"Ci, którzy przyjeżdżają z okolic Łomży czy Rzeszowa, mają natomiast na starcie marne szanse, bo u urzędników USA utrwaliło się przekonanie, że wielu z nich ląduje na nielegalnych budowach Chicago czy nowojorskiego Greenpointu" - twierdzą nasi polscy rozmówcy w amerykańskiej ambasadzie.

Jedno jest pewne: bliskie związki polityczne Polski z USA okupione udziałem w interwencji w Iraku i Afganistanie nie mają najmniejszego znaczenia przy przyznawaniu wiz. "Obowiązują nas identyczne kryteria i procedury na całym świecie, czy to w Polsce, czy w Syrii" - przekonuje Susan Parker-Burns.

Czy amerykańscy konsulowie trafnie wyłapują potencjalnych nielegalnych imigrantów? Tego nikt nie wie. W Stanach Zjednoczonych nie ma bowiem systemu rejestrującego wyjeżdżających z kraju. Co prawda każdy powinien w chwili opuszczenia Ameryki pozostawić specjalne druki I-94. Jednak służby imigracyjne USA nie dbają o wyegzekwowanie tego obowiązku, a karty tych, którzy oddali je przy wyjeździe z Ameryki, trafiają do magazynów w Puerto Rico i nigdy nie są wprowadzane do baz komputerowych.

Brak więc danych o tym, ilu Polaków przekroczyło dozwolony czas pobytu lub podjęło nielegalną pracę. Co prawda projekt ustawy emigracyjnej zakłada, że Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego zbuduje w ciągu roku system kontroli wyjazdów. Ale mało kto wierzy, że się to uda: niespełnione zapowiedzi w tej sprawie regularnie powtarzają się od zamachów z 11 września 2001 roku.

Postawa Amerykanów coraz bardziej irytuje naszych polityków. "Będziemy apelować do Departamentu Stanu, aby nakazał konsulom przeprowadzanie obiektywnej oceny podań Polaków występujących o wizy. Sam George Bush obiecał przecież prezydentowi Kaczyńskiemu współpracę w tej sprawie" - zapowiada Paweł Zalewski (PiS).

Bronisław Komorowski (PO) chce z kolei powołać zespół do zbadania kilkuset przypadków osób, którym odmówiono wjazdu do USA. "W ten sposób łatwo udowodnimy, że ci ludzie wcale nie chcieli złamać amerykańskiego prawa" - twierdzi wicemarszałek Sejmu.