Do opinii biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie samolotu, który rozbił się w 2010 roku pod Smoleńskiem, dotarli dziennikarze RMF FM. Biegłym udało się odczytać o 1/3 więcej słów niż w dotychczas publikowanych odczytach, a obraz znacząco odbiega od wcześniejszych ustaleń.

Reklama

Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej poproszony o komentarz, powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że sprawa jest badana. Potwierdził jedynie, że śledczy mają opinię fonoskopijną. Dodał jednak, że mówili o niej na ostatniej konferencji prasowej.

Z opublikowanych nowych zapisów wynika m.in, że w kabinie do ostatniej chwili były osoby trzecie i że praca pilotów mogła być zakłócana zarówno przez rozmowy jak przez sugestie co do podejmowanych decyzji.

Reklama

Do końca katastrofy w kokpicie była osoba opisana przez biegłych jako DSP czyli Dowódca Sił Powietrznych. Nie opuszcza kokpitu mimo wezwania stewardessy do zajęcia swoich miejsc, wydaje także polecenia członkom załogi. Gdy do zbliżającego się do lotniska Tupolewa, dociera komunikat z Jaka 40, stojącego na płycie lotniska w Smoleńsku - "Arek, teraz widać dwieście", osoba opisana jako "dowódca", mówi: "Przyciskamy".

Według odczytu, DSP uciszał też inne osoby przebywające w kokpicie, a po pierwszym ostrzeżeniu systemu pokładowego o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi, oczekiwał od załogi "Po-my-słów". Na wysokości 300 metrów, zachęcał pilota "Zmieścisz się śmiało". Dowódcy Sił Powietrznych eksperci z dużym prawdopodobieństwem przypisują słowa: "Faktem jest, że my musimy to robić, do skutku".

Reklama

Odczytano też uporczywie powtarzające się, wielokrotne próby uciszenia przebywających obok albo w samym kokpicie, osób trzecich. W ciągu 20 minut przed katastrofą, magnetofon zarejestrował aż 7 prób uspokajania i uciszania.

Na pół godziny przed katastrofą mikrofony zarejestrowały rozmowę, w czasie której ktoś z załogi rozmawia o piciu piwa w czasie lotu. Alkoholowi poświęcone są dialogi niezidentyfikowanych osób.

Najnowsza opinia uznaje za wadliwe wszystkie wcześniejsze ekspertyzy nagrania - zarówno prowadzone przez MAK, jak przez tzw. Komisję Millera, Krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. Sehna czy Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji.