Prof. Gao do 2022 r. kierował chińskim Centrum Kontroli Chorób. Jest immunologiem i pełnił kluczową rolę w strategii walki z pandemią w Chinach, zajmował się też badaniami pochodzenia Covid-19. Obecnie jest dyrektorem Międzynarodowego Instytutu Szczepień Innowacyjnych.
W rozmowie z BBC Radio 4 chiński specjalista zaznaczył, że zawsze można podejrzewać różne scenariusze. - Taka jest nauka. Niczego nie można wykluczać - dodał. Przyznał, że rząd chiński oficjalnie wciąż zaprzecza, by wirus, który wywołał pandemię, mógł wydostać się z laboratorium. Ta wersja wydarzeń nie jest jednak całkowicie wykluczana w Chinach. Jego zdaniem świadczy o tym to, że wszczęto kontrolę w Instytucie Wirusologii w Wuhan, gdzie - jak wiadomo - od kilku lat były prowadzone badania nad koronawirusami. Jednak nie uczestniczyli w niej specjaliści chińskiego Centrum Kontroli Chorób.
Prof. George Gao powiedział, że nie zna wyników tej kontroli. Słyszał jedynie o tym, że niczego nie znaleziono. - Myślę, że konkluzja jest taka, że wszystko prowadzono tam zgodnie z zasadami (bezpieczeństwa). Nie wykryto niczego nieprawidłowego - stwierdził. Nie przesądza to jednak, że SARS-CoV-2 nie mógł wydostać się z laboratorium.
Bardzo prawdopodobne jest, że wirus ten pochodzi od nietoperzy. Nie wiadomo jednak, czy bezpośrednio przeskoczył na ludzi, czy też pośredniczyło w tym inny gatunek zwierząt. I ten scenariusz jest najbardziej akceptowany przez specjalistów na świecie.
Część badaczy uważa jednak, że nie można wykluczyć tego, że wirus zaatakował jednego z pracowników ośrodka. Prowadzono tam badania nad koronawirusami, by lepiej zrozumieć, jakie ewentualnie mogą one stwarzać zagrożenie. Ta wersja budzi też najwięcej emocji i kontrowersji.
Zastanawiające słowa
Zastanawiająca jest wypowiedź dla BBC prof. Wang Linfy z Singapuru, specjalistki chorób zakaźnych, która przebywała w Instytucie Wirusologii w Wuhan w styczniu 2020 r., czyli wkrótce po wybuchu pandemii w Chinach. Twierdzi, że rozmawiała z pracującą w tym ośrodka jej koleżanką prof. Shi Zengli. Ta przyznała, że miała nieprzespane noce, gdyż w jej laboratorium podejrzewano, że doszło do zakażenia jakimś wirusem, który mógł w ten sposób się wydostać na zewnątrz. Przeprowadziła jednak badania, które wykazały, że to nie mógł to być SARS-CoV-2 ani żaden inny spokrewniony z nim zarazek zdolny wywołać pandemię.
Wywiad USA ustalił, że kilku pracowników Instytutu Wirusologii w Wuhan zachorowało jesienią 2019 r. Mieli oni wykazywać objawy podobne do tych, jakie wywołuje Covid-19 oraz inne sezonowe chorób zakaźnych.
Prof. Wang przyznała, że podczas pobytu w Chinach w styczniu 2020 r. zasugerowała, by prof. Shi pobrała próbki krwi swych pracowników i zbadała, czy nie ma w nich przeciwciał na obecność SARS-CoV-2. Takie badania wykonano, ale ich wynik był negatywny - nie wykryto w tych próbkach tych przeciwciał. Specjalistka z Singapuru uważa zatem, że pandemia rozpoczęła się na targu w Wuhan.
"W to nie wierzę"
Inni specjaliści się z tym nie zgadzają. Prof. Ian Lipkin z Columbia University w Nowym Jorku nie wyklucza, że SARS-CoV-2 mógł się wydostać z laboratorium. Zaznacza jedyne, że nie wierzy, by został on celowo zmodyfikowany w ośrodku badawczym. Jednak w jakiś sposób mógł się wymknąć na zewnątrz.
Specjalista wskazuje, że mogło do tego dość nie tyle w Instytucie Wirusologii w Wuhan, lecz w znajdującym się w tym samym mieście laboratorium należącym do chińskiego Centrum Kontroli Chorób, położonym w pobliżu targu owoców morza, gdzie mogło dojść do jednego z pierwszych zakażeń. W tej placówce zgromadzono tysiące próbek krwi oraz odchodów nietoperzy, a stykali się z nimi pracownicy i to bez odpowiednich zabezpieczeń.
Ludzie tam pracujący mogli zostać skażeni wtedy, gdy przebywali w jaskiniach z nietoperzami - spekuluje amerykański naukowiec. Zaznacza, że dotychczasowe badanie nie potwierdzają, by zakażenie wirusem SARS-CoV-2 zostało zapoczątkowane na targu w Wuhan. Uważa raczej, że zostało ono na targ zawleczone, natomiast zapoczątkowane je wcześniej - w innym miejscu.
Rząd chiński lansuje trzecią wersję, że wirus ten został przeniesiony na teren Chin z innego kraju wraz z transportem mrożonek. - Wciąż nie wiemy, skąd pochodzi ten wirus, pytanie to jest wciąż otwarte - twierdzi prof. George Gao.
Zbigniew Wojtasiński