Tymczasem - dodaje Tornielli w artykule na łamach turyńskiej gazety - wielu dostojników pragnęło rzeczywiście natychmiastowego wyniesienia na ołtarze polskiego papieża. Podpisy pod petycją do jego przyszłego następcy, jeszcze przed konklawe w 2005 roku, zaczął zbierać słowacki kardynał Jozef Tomko. Na ręce Benedykta XVI zaraz po wyborze złożył ją kardynał Camillo Ruini. Jednocześnie osobisty papieski sekretarz, arcybiskup Stanisław Dziwisz sugerował Benedyktowi XVI, by od razu kanonizował swego poprzednika.

Reklama

Włoski watykanista ujawnia, że w pierwszych tygodniach swego pontyfikatu Benedykt XVI poważnie rozważał prośbę o ogłoszenie Jana Pawła II natychmiast świętym, a zatem bezpośredniego otwarcia procesu kanonizacyjnego omijając etap poprzedni, czyli beatyfikację. Byłoby to, podkreśla Andrea Tornielli, wydarzenie bezprecedensowe w czasach współczesnych.

Niemiecki papież, stwierdza autor artykułu, nie powiedział od razu >>nie<<, rozważał propozycję, wszystkie "za" i "przeciw", radził się niektórych swych współpracowników z Kurii Rzymskiej. Ostatecznie postanowił zgodzić się na szybkie otwarcie procesu beatyfikacyjnego uchylając wymóg oczekiwania 5 lat od śmierci kandydata na ołtarze. Zdecydował, że pierwszego stopnia, czyli beatyfikacji, nie należy omijać.

Tornielli zauważa, że Benedykt XVI pamiętał, że w czerwcu 2003 roku ówczesny watykański sekretarz stanu, kardynał Angelo Sodano napisał w imieniu Jana Pawła II list do niektórych kardynałów z Kurii Rzymskiej prosząc ich o opinię w sprawie możliwości natychmiastowego ogłoszenia świętą zmarłej w 1997 roku Matki Teresy z Kalkuty, z pominięciem beatyfikacji. Wówczas współpracownicy papieżowi takie rozwiązanie odradzili. Dlatego w październiku 2003 r. Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Po wysłuchaniu rad niektórych współpracowników, Benedykt XVI postanowił kierować się właśnie tym przypadkiem.

"La Stampa" zauważa, że mimo to beatyfikacja Jana Pawła II zaledwie sześć lat po jego śmierci jest i tak wydarzeniem nadzwyczajnym. Od ponad tysiąca lat żaden papież nie wyniósł na ołtarze swego bezpośredniego poprzednika - przypomina dziennik.