W czasach PRL Bożego Narodzenia nie było. Władze starały się nie podkreślać a wręcz tuszowały ich rangę nazywając je "świętami" albo "okresem świątecznym". W przestrzeni publicznej zabronione były wszelkie motywy religijne.

Reklama

W czasach PRL nie było Bożego Narodzenia

Gdyby ktoś z drugiego końca świata przyjechał wówczas do Polski, nie dowiedziałby się z mediów skąd to całe zamieszanie w grudniu. Wydanie specjalne "Trybuny Ludu" na dni 24-26 grudnia 1972 roku przygotowano tak, jakby Polacy mieli świętować rocznicę narodzenia, ale ZSRR.

Trwa ładowanie wpisu

Główną informacją było 50-lecie powstania kolorowego tygodnika "Kraj Rad" propagującego wiedzę o ZSRR oraz referat Leonida Breżniewa. Tylko w dolnym rogu strony redakcja życzyła udanego odpoczynku świątecznego.

Na co polowano przed świętami w PRL?

Dla wielu Polaków czas przed świętami był czasem wzmożonych polowań na produkty, które można było postawić na świątecznym stole. Obywatele PRL marzyli o kawałku szynki, baleronie czy cytrusach, których często brakowało a jeśli już dojechały to dosyć wybrakowane, nadgnite albo wysuszone. Co roku pomarańcze i cytryny płynęły do Polski m.in. statkami z Kuby. Najlepsze wybierali marynarze, a do sklepów docierało to, co zostało i było już mocno przebrane.

Gomułka nienawidził cytrusów

Warto tu wspomnieć o tym, że za czasów Władysława Gomułki cytrusy były towarem nieco wyklętym, bo ten I sekretarz KC PZPR uważał je za rzecz zbędną. Twierdził, że towarzysze je zjedzą a kraj nic z tego mieć nie będzie.

Reklama

Miał również teorię, że więcej witaminy C od cytryny ma kapusta kiszona. Na te słowa Józef Cyrankiewicz miał mu odpowiedzieć, że kapusty do herbaty wycisnąć się raczej nie da. Dopiero, gdy nastała epoka Edwarda Gierka pomarańcze i cytryny stały się dobrem luksusowym, które starało się do Polski dotrzeć.

W okresie przedświątecznych polowań trzeba było wiedzieć, gdzie i kiedy będzie dostawa i rzucą towar a potem odstać swoje w gigantycznych kolejkach, ale nawet to nie gwarantowało sukcesu, bo towar mógł zostać już dawno wyprzedany. Szynki przywożą trzy, cztery a ludzi pięćdziesiąt - mówił rozczarowany klient w rozmowie z reporterem "Dziennika Telewizyjnego" z 1984 roku.

Na grudzień handel w PRL przygotowywał się przez kilka miesięcy, organizowano specjalne kiermasze, które były dodatkowymi placówkami handlowymi / NAC

Władze PRL chciały wypełnić sklepy czymś ekstra

Adam Karabarz, który był kierownikiem jednego ze sklepów i również występował w tym materiale mówił, że klienci chcą przed świętami kupować szynkę, baleron czy polędwicę, ale produkcja tych artykułów jest ograniczona. Niektórzy przedstawiciele handlu twierdzili z kolei, że "towarów jest dość, tylko trzeba umieć szukać".

Na grudzień handel przygotowywał się przez kilka miesięcy, organizowano specjalne kiermasze, które były dodatkowymi placówkami handlowymi. Można na nich było znaleźć słodycze, owoce, gotowe wypieki czy potrawy z ryb. Władzom PRL zależało na tym, by przed świętami wypełnić sklepy czymś ekstra. Klienci, choć czasem nie dostali tego, co chcieli, kupowali. Trzeba troszeczkę postać, ale kupiłam wędliny, szynki dostałam trochę i kiełbasy - mówiła w materiale "Dziennika Telewizyjnego" jedna z klientek sklepu mięsnego.

Tego brakowało w sklepach przed świętami w PRL

Z kolei Walentyna Szturemska, dyrektorka SDM "Kijowianka" pytana o to, czego brakuje przyznawała, że śledzi solonych i cytrusów, ale za to pozostałe artykuły świąteczne jak przyprawy, rodzynki, cynamon i olej są w sprzedaży. Podobnie jak podstawowe gatunki mięsa, wędliny oraz ciasta.

Pomarańcze w czasach PRL były dobrem luksusowym / Narodowe Archiwum Cyfrowe

W czasach PRL nie było też problemu z zakupem karpi czy to w sklepach, czy od sprzedawców na bazarach i targowiskach. Choć, jak twierdzili sami sprzedający ryby były tak małe, że i kosztować powinny połowę ceny. Zakłady często kupowały karpie przed świętami i rozprowadzali je między swoimi pracownikami.

W okresie przedświątecznym nie zapominano o osobach niepełnosprawnych wówczas nazywanych "kalekimi". Dla nich dostawa artykułów świątecznych odbywała się prosto do domu.

Ile kosztowały pomarańcze, szynka i choinka w PRL?

Ile to wszystko kosztowało? W czasach Edwarda Gierka a więc w latach 70. za kilogram szynki trzeba było zapłacić 90 zł, a za kilogram pomarańczy - 40 zł. Czekolada kosztowała 19 zł za 100 gram, cukier 10,50 zł za kilogram a pół litra wódki można było kupić za 100 zł. W latach 80. na bazarach indyka można było kupić za 8,5 tys. złotych a kurczaka w zależności od wielkości od 500 do 700 zł. Gęś kosztowała 1300-1500 zł. Za choinkę trzeba było zapłacić 100 zł. Bywało, że z niektórych sklepów trzeba było odejść z kwitkiem, bo trwała w nich akurat inwentaryzacja albo remont.

Za choinkę w latach 80. trzeba było zapłacić ok. 100 złotych. / NAC

Co trafiało pod choinkę w ramach prezentów? To, na co było stać ofiarodawców. Hitem były radiomagnetofony, bułgarskie kosmetyki, wyroby skórzane i nieśmiertelne kryształy albo porcelanowe figurki. Kiedy już udało się dostać to, co się chciało albo to, co się po prostu zdobyło, wystarczyło już tylko zasiąść do świątecznego stołu i spędzić czas razem z rodziną.