"Trwająca od lat debata (...) pokazuje, że dziedzictwo kolonializmu w Niemczech jest kojarzone głównie z dążeniem do posiadania zamorskich kolonii i grabieżą dzieł sztuki poza Europą. Dlaczego jednak nie pamiętamy o długiej pruskiej historii wewnętrznej kolonizacji Polaków, którzy żyli zaledwie dwieście kilometrów na wschód od bram Berlina?" - pyta Ackermann, który jest badaczem Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie.
Ubolewa on, że rozbiory Polski dokonane przez Rosję, Austrię i Prusy pod koniec XVIII wieku i ostra walka z niepodległościowymi aspiracjami Polaków nie są dziś przedmiotem debaty dotyczącej niemieckiego kolonializmu. Ackermann zastrzega, że rozbiory nie doprowadziły automatycznie do eksterminacyjnej polityki Hitlera. Jego zdaniem niemiecka polityka okupacyjna w 1939 roku wpisuje się w dłuższą tradycję pogardliwego traktowania sąsiada, którego należy sobie podporządkować i uniemożliwiać mu rozwój.
"Polityka pruska w części Polski po 1772 roku nie była identyczna z imperialistyczną logiką, jaką Niemcy stosowały w Afryce i Azji. Rzeczywistość Afryki Subsaharyjskiej zasadniczo różniła się od tej wokół Poznania. Ale także w polskojęzycznych częściach Prus utrwalano asymetrię opartą na systematycznym ucisku i rasistowskich uprzedzeniach, które do dziś w Niemczech kształtują postrzeganie sąsiada i wywołują odpowiednie reakcje w Polsce" - analizuje historyk.
Właśnie dlatego, jak pisze, konieczne jest wzniesienie w Berlinie nie tylko pomnika polskich ofiar niemieckiej okupacji, ale także stworzenie centrum dokumentacji, które przypominałoby w szerszym kontekście o polityce Niemiec wobec Polski. Ackermann podkreśla, że inicjatywa ta nie powinna być traktowana jako gest służący poprawie relacji z Polską, ale jest ona potrzebna przede wszystkim społeczeństwu niemieckiemu, które powinno uświadomić sobie, że Niemcy prowadziły kolonialną politykę również na kontynencie europejskim.