Po latach obowiązkowych akademii w okresie PRL, obecnie ma mniej oficjalny charakter. W przeszłości - goździk i rajstopy, dziś - kwiaty i pantofelki z... czekolady. Taką ewolucję przeszły prezenty z okazji Dnia Kobiet.

Święto, choć ma radosny charakter, upamiętnia nowojorski strajk pracownic z 8 marca 1908 roku, domagających się praw wyborczych i polepszenia warunków pracy. W pożarze fabryki zginęło wówczas 126 strajkujących kobiet. Po raz pierwszy Międzynarodowy Dzień Kobiet obchodzono w Austrii, Danii, Niemczech i Szwajcarii w 1911 roku.

Reklama

W Polsce święto szczególnie popularne było w okresie PRL, kiedy to w kalendarzu zastąpiło dzień błogosławionego Wincentego Kadłubka. W zakładach pracy czy szkołach, Dzień Kobiet był obchodzony obowiązkowo. Komunistyczny scenariusz przewidywał wręczanie paniom prezentów i kwiatów, których odbiór często musiały pokwitować. Prezentami często były dobra materialne, jak: rajstopy, ręczniki, mydła, kawa czy herbata, których brakowało na rynku.

Organizowano też okolicznościowe akademie, były przemówienia i toasty, w miejscach publicznych pojawiały się portrety kobiet pracujących w różnych zawodach. Prasa prześcigała się w propagandowych tytułach, typu: Kobiety w szeregach ORMO podejmują zobowiązania dla uczczenia swego święta lub Tysiące kobiet stają w szeregach przodowników pracy. Obchody miały przypominać wszystkim obywatelom o wielkich ideach socjalizmu.

Po 1989 roku święto na pewien czas straciło na popularności. Stało raczej pretekstem do przypominania o sytuacji polskich kobiet. Obecnie wraca do łask. Panie otrzymują życzenia, a mężczyźni nie zapominają o kwiatach i upominkach. Jednak, jak wykazują sondaże, zdecydowana większość kobiet, wolałaby otrzymywać wyrazy życzliwości przez cały rok, zamiast spotęgowanych serdeczności w jednym dniu. Zwłaszcza, gdy tym "wyrazem" miałyby być na przykład, diamenty, o których już w latach 50. Marylin Monroe śpiewała, że "są najlepszym przyjacielem dziewczyny".