„Polskie obozy koncentracyjne” – to fałszywe sformułowanie odnoszące się do założonych przez Niemców na okupowanych polskich ziemiach i przez Niemców prowadzonych obozów zagłady rozpala polskich publicystów i polityków do białości. Powtarzane regularnie w zachodnich mediach wywołuje zrozumiałe oburzenie osób stających w obronie prawdy historycznej. Z drugiej za to strony pojawiająca się raz na jakiś czas kwestia funkcjonujących w powojennej Polsce karnych obozów oraz obozów pracy wywołuje kłopotliwą ciszę po stronie polskich publicystów i komentatorów. Książka dziennikarza i reportera Marka Łuszczyny może przełamać tę zagadkową zmowę milczenia.

Reklama

Nie ostygły jeszcze piece niemieckich krematoriów.
Wariat tańczy kalinkę na ludzkiej piramidzie.
Z baraku, w którym gwałcą, bucha żar.
...Zbrodnia została zapomniana.

– Marek Łuszczyna, „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”


Temat traktowania jeńców i więźniów osadzanych w specjalnych obozach w pierwszych latach po wojnie podejmowany był już parokrotnie, do tej pory nie przebijał się jednak do głównego nurtu opinii publicznej. Pewną dyskusję w kręgach naukowych wywołała publikacja historyka Jerzego Kochanowskiego „W polskiej niewoli” dotycząca traktowania niemieckich jeńców wojennych w latach 1945-50. Sporo interesujących informacji dotyczących funkcjonowania obozu pracy w centrum Warszawy, na gruzach więzienia Gęsiówka, przyniosła monografia „Konzentrationslager Warschau” Bogusława Kopki. Autor ten wydał również warty uwagi przewodnik encyklopedyczny „Obozy pracy w Polsce 1944-1950”.

Marek Łuszczyna postanowił jednak zmierzyć się z tym tematem w nieco inny sposób niż pozostałe grono badaczy. Używając reportażu historycznego.

Reportaż historyczny jest to forma tak atrakcyjna, jak bywa zdradliwa. Opierając się przede wszystkim na relacjach świadków i uczestników wydarzeń, grając na emocjach czytelników, zdarza się, że przekracza granice obiektywizmu historycznego. Dlatego nie zawsze się sprawdza. Marek Łuszczyna do tematu polskich obozów podszedł jednak z dużą starannością, skupiając się nie tylko na pokazaniu ofiar, byłych więźniów, ich przejść, dramatów i rys pozostawionych na psychice, ale warstwę emocji uzupełniając także o fragmenty dokumentów, fotografie oraz zeznania zachowane w aktach z procesów oprawców z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Wprowadza czytelnika za druty obozu w Łambinowicach, Jaworznie, Warszawie, do podobozów Auschwitz-Birkenau, Majdanka i Stutthofu, zmierzając po śladach torturowanych i zamęczonych na śmierć ponad 60 tys. Niemców, Łemków, Ukraińców i Polaków.

Jaworzno, Łambinowice, Żagań, Białystok, Pruszków, Łódź, Wrocław, Paczków, Kamienica, Świętoszów, Lubań, Stalowa Wola, Mysłowice, Siemianowice Śląskie, Oświęcim, Złotów, Gdańsk, Gliwice, Opole... Kilkadziesiąt miast, lokalizacji obozów przejściowych, karnych i koncentracyjnych naniesionych na mapę Polski wita czytelnika już na drugiej stronie okładki. To daje pojęcie o skali tej nieopowiedzianej dotąd zbrodni.

Reklama

„Archiwum Akt Nowych oraz Centralne Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji pękają w szwach od danych na temat naszych obozów” – zauważa Łuszczyna i dodaje: „Wciąż żyją ofiary, świadkowie i oprawcy”. Nie znaczy to jednak, że w środowisku osób odpowiedzialnych za ujawnianie prawdy historycznej temat ten cieszy się szczególnym zainteresowaniem. Uderzają słowa, jakie dziennikarz usłyszał od jednego pracowników Instytutu Pamięci Narodowej:

„My, w IPN, mamy złych i dobrych Polaków. Źli to, wiadomo, aparat bezpieczeństwa, dobrzy – Żołnierze Wyklęci. Ale to jest nasza wewnętrzna, polska sprawa. I nie można nagłaśniać, że ci źli Polacy z MBP byli aż tak podli, żeby zakładać obozy koncentracyjne. Bo to ugodzi w polską rację stanu i już przestanie być tylko naszą sprawą. Mało mamy problemów z »polskimi obozami«, które były niemieckie?” – pytał pracownik IPN, którego nazwiska autor „Małej zbrodni” nie zdecydował się ujawnić.

Wypowiedź ta pokazuje, jak daleko jeszcze jesteśmy od pogodzenia się z naszą nie zawsze bohaterską historią. Z reportażu Marka Łuszczyny płynie bowiem odmienny wniosek – że sprawą wewnętrzną i polską powinno być przede wszystkim dogłębne przepracowanie tego tematu. Inaczej pozostanie nam tylko odwracać wzrok, gdy w naszą stronę padać będą oskarżenia o zatajanie istnienia „polskich komunistycznych obozów koncentracyjnych”.

Marek Łuszczyna, „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”, Wydawnictwo Znak Horyzont 2017
Mariusz Nowik / dziennik.pl