Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew Kopacz o ochronę dóbr osobistych wobec Jacka Karnowskiego, redaktora naczelnego "wSieci" oraz wydawcy tego tygodnika. Mocą wyroku Kopacz ma zwrócić pozwanym w sumie 5,4 tys. zł kosztów procesu.

Reklama

Wyrok jest nieprawomocny. Adwokatka powódki mec. Joanna Piątkowska w rozmowie z mediami wyraziła zaskoczenie orzeczeniem i mówi, że o ewentualnej apelacji zdecyduje sama Kopacz. - Wygrała wolność słowa; po tym wyroku każdy polityk, niezależnie od opcji, sto razy zastanowi się, zanim wytoczy proces mediom - skomentował adwokat pozwanych mec. Dariusz Pluta.

We wrześniu ub.r. fotomontaż na okładce "wSieci" przedstawił ówczesną premier jako islamską terrorystkę w burce i z materiałami wybuchowymi. Podpis brzmiał: "Ewa Kopacz urządzi nam piekło na rozkaz Berlina". Była to ilustracja materiałów o kwestii uchodźców.

Kopacz pozwała "wSieci", żądając by sąd nakazał pozwanym przeprosiny na okładce tygodnika i wpłatę 30 tys. zł na cel społeczny.

Reklama

Zdaniem prawniczki powódki, mec. Elżbiety Kosińskiej-Kozak, doszło do naruszenia takich dóbr osobistych powódki jak cześć, dobre imię, godność i wizerunek. Według pozwu jej wizerunku użyto ponadto w zakresie przekraczającym ustalony użytek wynikający z prawa autorskiego, a publikacja wykroczyła poza dopuszczalną karykaturę czy satyrę.

Strona pozwana wnosiła o oddalenie powództwa. Mec. Pluta podkreślał, że okładka ukazała się podczas debaty publicznej ws. przyjmowania przez Polskę uchodźców i w czasie kampanii wyborczej. - Zaproszenie uchodźców było proszeniem się o katastrofę - mówił w mowie końcowej.

- Wolności wypowiedzi nie można wykorzystywać do obrażania ludzi: na tym polega ten proces - replikowała mec. Kosińska-Kozak. - Karykatura ma przedstawiać prawdziwe fakty, a pani premier nie jest islamską terrorystką - mówiła. - Karykatura to przenośnia; może być czasem niesmaczna, ale sąd nie zajmuje się smakiem - replikował mec. Pluta. - Władza, która ściga błaznów, kończy marnie - oświadczył.

W czwartek sąd uznał, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powódki. - Mamy tu do czynienia z kolizją dwóch wartości: wolności słowa i dóbr osbistych; na większą ochronę zasługuje wolność słowa - wskazała sędzia Marzena Wyrembak-Gastoł w uzasadnieniu wyroku.

Sędzia dodała, że publikacja była głosem w ożywionej debacie publicznej, która toczyła się wtedy co do przyjmowania uchodźców - w tym i negatywnych tego aspektów. Podkreśliła, że redakcja była przeciwna przyjmowaniu określonych kwot uchodźców przez państwa UE, czemu dała wyraz w artykule z tego numeru pisma. Były tam też treści o niebezpieczeństwach związanych z przyjmowaniem uchodźców - dodała sędzia.

- W tym kontekście należy uznać, że okładka była swoistą karykaturą polityki prowadzonej przez rząd - podkreśliła sędzia Wyrembak-Gastoł.

Dodała, że o naruszeniu dóbr można byłoby mówić, gdyby okładka z komentarzem były oderwane od debaty publicznej oraz publicznej funkcji powódki.

Sąd uznał także, że nie doszło do naruszenia prawa do wizerunku i praw autorskich. Powołując się na Sąd Najwyższy sędzia zaznaczyła, że nie narusza tego wizerunek użyty jako element kompozycji okładki czasopisma. Podkreśliła, że okładka przedstawiała osobę publicznie znaną w związku z jej działalnością publiczną.

Sędzia - powołując się także na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Starsburgu - zaznaczyła, że osoba publiczna musi się liczyć z krytyką, w tym i "z często niesprawiedliwym osądem". - Sąd nie może pełnić roli swoistego cenzora - oświadczyła sędzia Wyrembak-Gastoł.

Wcześniej przed sądem mec. Pluta powoływał się m.in. na opinię Rady Etyki Mediów, która uznała kilka lat temu, że okładka "Newsweeka" z Antonim Macierewiczem jako talibem nie naruszała prawa. Prezentował też okładkę "The New Yorkera", gdzie jako teroryści byli pokazani prezydent Barack Obama z żoną.

Mec. Pluta nawiązał również do manifestacji KOD (z udziałem Kopacz), gdzie polityków PiS pokazywano na niesionych zdjęciach jako terrorystów, z podpisami typu "Kaczewara" czy "Antoni PiS Laden". Według mec. Kosińskiej-Kozak nie można tego porównywać z inkryminowaną okładką, bo na dziennikarzach ciąży ustawowy obowiązek szczególnej staranności, a na manifestantach nie.