PIOTR CZARNOWSKI: Był pan na biegunie północnym i na Antarktydzie, wędrował po Grenlandii i po Spitsbergenie. Wszędzie śnieg i trzaskający mróz. Nie ma pan tego dość? Nie cieszy się pan na myśl o globalnym ociepleniu?

Reklama

MAREK KAMIŃSKI*: Nikogo rozsądnego globalne ocieplenie nie powinno cieszyć. To przecież wielka niewiadoma, zaburzenie całego ziemskiego ekosystemu, który do tej pory doskonale działał. A teraz widać, że jest coraz bardziej rozregulowany. Czytam właśnie córce bajkę o dinozaurach, których już przecież nie ma. W naszej prehistorii wydarzyło się wiele kataklizmów, w których ginęły całe światy. Mam nadzieję, że nas nie czeka tak katastroficzna perspektywa.

Nie przesadza pan?

Proszę zobaczyć. Rozmawiamy na początku grudnia, a jest ciepło jak w październiku.

Pamiętam inne wybryki natury i to, że nikt nie mówił wówczas o globalnym ociepleniu. Raporty są sprzeczne. Jedni twierdzą, że w ziemskiej atmosferze nie kumuluje się dwutlenek węgla, i to mimo szybkiego rozwoju przemysłu. Drudzy, że go gwałtownie przybywa. Jedni, że lodowce w Himalajach nie dość, że nie topnieją, to jeszcze się wydłużają. Drudzy, że znikają, i to w zastraszającym tempie.

Reklama

Jestem naocznym świadkiem tego zjawiska. Miejsca, które były pokryte lodem, teraz są od niego wolne. Przykład? Kiedy wchodziłem drugi raz na Kilimandżaro, najwyższą górę Afryki, od razu rzuciło mi się w oczy, że czapa śniegowa pokrywająca szczyt była znacznie wyżej. Pamiętam na Spitsbergenie skute lodem zatoki Morza Arktycznego, tworzące piękny baśniowy krajobraz. Zaledwie 10 lat temu. A teraz to znikło, teraz jest tam jak na wybrzeżu Bałtyku. Ale nie musimy sięgać po przykłady aż tak daleko. Ostatnie zimy w Polsce pokazują, że temperatura wzrasta, że jest coraz cieplej. Planuję właśnie wyprawę, która ma zwrócić uwagę na zmiany klimatu.

Czeka pana kolejny wyjazd na biegun północny?

Reklama

Nie, tym razem chcę zimą przepłynąć Wisłę kajakiem. Dokładnie w lutym, od jej źródła aż do ujścia. Kilkanaście lat temu w ogóle nie planowałbym takiej wyprawy, bo wówczas Wisła była zimą skuta lodem. Raczej wybrałbym się na wędrówkę po krach. To zresztą będzie bardzo ekologiczna wyprawa, nie zamierzam korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Mam zamiar pić wodę z Wisły i jeść złowione w niej ryby. Nie będę zawijał do żadnych miejsc, w których są hotele, motele czy sklepy, gdzie można naładować telefon komórkowy. Będę miał ze sobą jedynie panel słoneczny. W tej wyprawie nie chodzi mi wyłącznie o przepłynięcie zimą Wisły – choć to chyba pierwszy tego typu przypadek – ale właśnie o zwrócenie uwagi na problem globalnego ocieplenia. Bo kilkanaście lat temu to nie byłoby możliwe.

Ale co jest złego w globalnym ociepleniu? Przecież ludzie nie lubią zimna. Nie sądzi pan, że mieszkańcy Grenlandii staną się szczęśliwsi, gdy będą mieli cieplej? Przecież to same korzyści - nie będą musieli wydawać majątków na ogrzewanie domów, założą ogródki przy domach.

To, że stanie się trochę cieplej, nie oznacza, że będą mogli uprawiać przy domach kukurydzę. Ale na pewno zmieni się ich styl życia, kultury i tradycji. To tak, jakby nam nagle powiedziano, że od dziś będziemy musieli zmienić swoje wielowiekowe przyzwyczajenia i hodować renifery oraz polować na białe niedźwiedzie, zamiast siać zboże czy doić krowy. Może to bardzo ciekawa perspektywa, ale nie sądzę, by nasi rolnicy byli z tego powodu wyjątkowo szczęśliwi.

Czytaj dalej...



Pan też uważa, że za globalne ocieplenie odpowiada człowiek?

Intuicja podpowiada mi, że zachodzące zmiany mogą być od nas jednak niezależne. Globalne ocieplenie może na przykład wynikać z większej aktywności Słońca, a nie z tego, że produkujemy coraz więcej dwutlenku węgla. Być może nasza cywilizacja nie ma wpływu na zmianę klimatu, ale jeśli przestaniemy zatruwać naturę, tylko na tym skorzystamy. To przypomina zakład Pascala. Jeśli Boga nie ma, a postępujemy dobrze, to nic na tym nie tracimy. Jeśli Bóg jest, a postępujemy źle, tracimy wieczność. Więc nawet jeśli rozwój ludzkości i naszej cywilizacji nie ma wielkiego wpływu na globalne ocieplenie, to dbanie o naturę ma sens.

Jaki?

Świat nie stoi w miejscu, ciągle się zmienia. Musimy pogodzić rozwój z otaczającą nas przyrodą. Nie chodzi o to, żeby wszystko zostawić w takim stanie, w jakim jest, nie ruszać nawet źdźbła trawy. Chciałbym raczej postępować tak, żeby dewastować naturę w jak najmniejszym stopniu.

Czy pan zmienił swoje życie, by być mniej uciążliwym dla środowiska?

Właśnie remontuję dom. Założę w nim baterie słoneczne i będę korzystał z deszczówki. Niestety, część proekologicznych rozwiązań jest jedynie chwytem marketingowym, a koszty innych są tak wielkie, że nie opłaca się w takie technologie inwestować, bo oszczędności są pozorne. Jestem zwolennikiem rozsądnego myślenia.

A co z samochodem? Nie zamierza pan z niego zrezygnować?

Nie, ale myślę o tym, by znowu częściej jeździć do pracy rowerem. Mam teraz więcej obowiązków, ale będą częściej korzystać z roweru.

A nie ma w panu ciekawości, by zobaczyć to, co jest ukryte pod lodem? Nie chciałby pan zobaczyć prawdziwego krajobrazu Grenlandii?

To odkrycie wcale nie musi być takie ciekawe. Saint-Exupery napisał, że najważniejsze jest to, co zakryte dla oczu. Ja odkryłem na biegunach ogromną przestrzeń. Niezwykłą dla człowieka. Wydaje mi się, że świat będzie bardziej płaski bez lodu. Te lody są bogactwem, są innym światem na tej planecie. Jeśli skurczą się lodowce, skurczy się też nasz świat. Jeśli nie będzie tych minus 60 stopni Celsjusza, to ten świat będzie bardziej płaski i straci swoją głębię.

* Marek Kamiński, podróżnik, polarnik, fotograf, pisarz. Jedyny człowiek na świecie, który zdobył oba bieguny Ziemi w ciągu jednego roku bez pomocy z zewnątrz