Niebezpieczeństwo czai się w puszkach do napojów i części plastikowych butelek. Do ich produkcji używa się bisfenoli A - substancji chemicznej, która może powodować otyłość. Na jej działanie najbardziej narażone są dzieci jeszcze przed narodzeniem. Wystarczy, że kobieta w ciąży będzie piła wodę mineralną z butelki, przy której produkcji użyto bisfenoli A, a chemikalia zaburzą rozwój płodu w łonie matki, programując maleństwo do nieustannego gromadzenia zapasów tłuszczu. Ten proces trwa nadal po narodzinach i może powodować otyłość przez całe życie. Zwłaszcza że bisfenoli A używa się także przy produkcji butelek dla niemowląt.

Ale to nie wszystko. Bisfenole A to zaledwie czubek góry lodowej. Według szacunków uczonych, mniej więcej 1000 z 55 tys. znanych obecnie chemikaliów przemysłowych może mieć wpływ na przemianę energii w ludzkim organizmie i powstawanie otyłości. "Związki te nazwaliśmy nadwagogenami dlatego, że powodują poważne zaburzenia w gospodarce tłuszczowej organizmu" - wyjaśnia prof. Bruce Blumberg, lekarz z University of California w Irvine, przedstawiający wyniki swoich badań na konferencji w San Francisco. Związki te wpływają na aktywność oraz namnażanie się komórek tkanki tłuszczowej. Skutek? Coraz więcej otyłych dzieci.

Zrobione w zeszłym roku przez naukowców z Instytutu Żywności i Żywienia badania są jednoznaczne: niemal co piąte dziecko w Polsce cierpi na nadwagę albo otyłość. A coraz częściej bywa tak, że dziecko zdrowo się odżywia, a wciąż tyje. "Z roku na rok przychodzi do mnie coraz więcej zaniepokojonych rodziców. Tłumaczą, że ich dziecko wcale nie je więcej od rówieśników, ma dużo ruchu, ale i tak tyje" - mówi Dorota Kosecka, dietetyk z Gdańska. "Do tej pory powszechnie uzasadniało się to skłonnościami genetycznymi. Odkrycie Amerykanów może być prawdziwą rewolucją w profilaktyce otyłości. Może uda się uniknąć takiej zaprogramowanej nadwagi i skuteczniej walczyć o nasze zdrowie" - mówi.

Z opinią Koseckiej zgadza się prof. Jan Krzysztof Ludwicki, wicedyrektor Państwowego Zakładu Higieny. "Jeśli badania Amerykanów zostaną potwierdzone i uda się wprowadzić ograniczenia prawne w stosowaniu tych związków, to będziemy mówić o przełomie w walce z otyłością" - stwierdza uczony.

Problem w tym, że szkodliwe substancje są dosłownie wszędzie i trudno będzie zmusić producentów tysięcy przedmiotów codziennego użytku, żeby przestali je stosować. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, jak bardzo są one niebezpieczne. "To prawdziwa bomba zegarowa. Większość z nich nigdy nie została przebadana, nie wiemy, jaki mają dokładnie wpływ na ludzki organizm. Jest on widoczny dopiero po kilku latach. Kumulują się, łączą ze sobą i szkodzą nie tylko jednej osobie, ale i następnym pokoleniom" - mówi Paweł Średziński z organizacji ekologicznej WWF.







Reklama