Przez całe stulecia można się było tylko domyślać istnienia układów planetarnych innych niż nasz. Planety to w skali kosmicznej obiekty bardzo małe i do tego nieświecące, a więc trudne do wykrycia. Ich obecność stwierdzano tylko pośrednio, przez mierzenie wpływu, jaki wywierają na swoje gwiazdy.

Wymyślono kilka metod znajdowania planet. Najefektywniejsze okazały się pomiary tzw. zmian prędkości radialnych gwiazd (90 proc. odkryć). Bardzo obiecujące wyniki przynosi również tzw. metoda tranzytów, wykorzystująca zjawisko osłabienia jasności gwiazdy podczas przechodzenia planety przed jej tarczą. Obie metody doprowadziły do odkrycia w sumie około 200 planet, głównie gazowych olbrzymów, takich jak np. Jowisz, który jest 300 razy masywniejszy od Ziemi.

Przez wiele lat poszukiwania dalekich światów prowadzono z obserwatoriów naziemnych. Jednak z kosmosu widać więcej, dlatego od 27 grudnia ubiegłego roku na orbicie znajduje się francuski satelita COROT. Umieszczony na jego pokładzie teleskop rejestruje planetarne tranzyty na tle tarcz różnych gwiazd. COROT szuka przede wszystkim dużych gazowych olbrzymów. Misja Kepler nastawiona jest natomiast na poszukiwanie planet wielkości Ziemi.

Złowienie obiektów typu ziemskiego wymaga zbiegu szczególnych okoliczności. Poszukiwane planety muszą obiegać swe słońce w dość sporej odległości i przechodzić przed jego tarczą dostatecznie długo, by ten efekt dało się zarejestrować. Ponadto płaszczyzny ich orbit powinny być ustawione pod korzystnym kątem w stosunku do obserwatora, bo inaczej nie da się tych planet "zobaczyć". To nie wszystko. Obliczenia wskazują, że gdy planeta typu ziemskiego przechodzi przed tarczą bardzo odległej od nas gwiazdy, powoduje to osłabienie blasku gwiazdy zaledwie o jedną dziesięciotysięczną procenta. Takie zjawisko trwa tylko od kilku do kilkunastu godzin i powtarza się raz na kilka miesięcy lub lat. Aby je zarejestrować, trzeba jednocześnie śledzić wiele tysięcy gwiazd, i to przez dłuższy okres. Nawet w tych okolicznościach prawdopodobieństwo sukcesu wynosi jeden do dwustu.

Kepler podejmie to wyzwanie. Wyniesiony na wysoką orbitę teleskop będzie jednocześnie rejestrował zmiany blasku 100 tysięcy gwiazd tzw. Ciągu Głównego, czyli najbardziej rozpowszechnionych w kosmosie (Słońce też do nich należy) - nieustannie przez pełne cztery lata. Kepler zostanie wyposażony w największe lustro, jakie kiedykolwiek zostało zamontowane w teleskopie obiegającym Słońce (będzie miało 1,4 metra średnicy).
W jego misji poza NASA bierze udział kilka innych instytucji: Instytut Astronomii Uniwersytetu Wrocławskiego, włoskie Obserwatorium Astrofizyczne Catanii oraz Obserwatorium Astronomiczne w Starej Lesnej (Słowacja).

Według biorącej udział w projekcie dr Joanny Molendy-Żakowicz z Instytutu Astronomii Uniwersytetu Wrocławskiego, za pomocą Keplera uczeni spodziewają się znaleźć wiele rodzajów planet. Zakłada się, że do pierwszych odkryć dojdzie już w kilka miesięcy od rozpoczęcia misji. W ciągu roku należy się spodziewać zlokalizowania pierwszych planet typu Merkurego, które krążą w niewielkiej odległości od swych słońc. Planety znajdujące się na orbitach typu Ziemi zostaną odkryte po czterech latach. Kepler może znaleźć 50 planet - o ile większość będzie miała promienie wielkości Ziemi, 185 planet - jeśli większość będzie miała promienie wielkości 1,3 promienia Ziemi, 640 planet - jeśli większość będzie miała promienie wielkości 2,2 promieni ziemskich.

Niezależnie od tego, jak wszystko się zakończy i ile planet typu ziemskiego uda się Keplerowi wykryć, uczeni już planują kolejne misje. W 2015 roku Europejska Agencja Kosmiczna chce umieścić na okołosłonecznej orbicie aż osiem statków, z których sześć ma tworzyć układ oddalonych od siebie o 100-500 m teleskopów o lustrach 1,5 m średnicy. W podobnym terminie ma też zostać zrealizowana kolejna wyprawa NASA o nazwie Terrestial Planet Finder. Jak widać, perspektywa znalezienia nowych światów i kosmicznego życia jest dla naukowców bardzo kusząca i rozpala ich wyobraźnię.