Tak zakłada ogłoszony w 2004 roku przez prezydenta George’a W. Busha program amerykańskiej eksploracji kosmosu. Wynika z niego, że Amerykańska Agencja Kosmiczna NASA powróci do lotów orbitalnych w 2014 roku za sprawą rakiety Ares I i wynoszonego przez nią modułu Orion.

Oznacza to jednak, że przez cztery lata astronauci z Cape Canaveral nie będą dysponowali żadnym statkiem zdolnym dotrzeć do ISS. Co więcej, przerwa w lotach orbitalnych może być nawet dłuższa, a to za sprawą cięć w budżecie NASA. Uchwalony w 2005 roku program finansowy agencji zakładał bowiem stopniowy wzrost wydatków związanych z kosmicznymi podróżami. Wszystko wskazuje jednak na to, że w tym roku Kongres pozwoli wydać NASA tyle samo pieniędzy co rok wcześniej, czyli 16,5 miliarda dolarów. Na dodatek prawdopodobnie i w przyszłym roku agencja dostanie tyle samo pieniędzy. W sumie w ciągu dwóch lat różnica pomiędzy obietnicami administracji Busha a realnym wpływem do budżetu NASA wyniesie prawie miliard dolarów. To bardzo dużo. Na tyle, by o kolejny rok odwlec start orbitalnych misji rakiety Ares I i modułu Orion.

Możliwość wydłużenia się przerwy pomiędzy ostatnimi lotami wahadłowców a pierwszymi startami Aresa bardzo martwi Michaela Griffina, głównego administratora NASA. - Kiedy nie będziemy latać przez cztery, a nawet więcej lat, ludzie zestarzeją się, nie będzie chciało się im nic robić. A ci, którym naprawdę zależy na tej robocie, przeniosą się do prywatnych firm, by zapewnić sobie więcej możliwości działania - mówi zrezygnowany Griffin.

Sytuacja ta do złudzenia przypomina przerwę w załogowych lotach kosmicznych, jaka miała miejsce pomiędzy zakończeniem w 1975 roku programu Apollo, a pierwszą misją wahadłowców w 1981 roku. Wtedy też z NASA odeszło wielu znakomitych naukowców.

Aby temu zapobiec oraz zapewnić sobie łączność z ISS za pomocą amerykańskich, a nie rosyjskich, japońskich czy europejskich statków, NASA zaczęła się rozglądać za rodzimymi firmami, które by mogły zbudować pojazd orbitalny. W sierpniu ubiegłego roku wybrała SpaceX oraz Rocketplane Kistler. W ramach Commercial Orbital Transportation Services (Komercyjnych Usług Transportu Orbitalnego), programu sponsorowanego przez amerykański rząd budują one własne rakiety. Plany są takie, że prywatne statki będą w latach 2010-2015 czarterowane do wożenia na orbitę zapasów np. jedzenia.

Warto tu podkreślić, że w wyścigu o państwowe pieniądze SpaceX i Rocketplane Kistler zostawili daleko w tyle takich gigantów podniebnego biznesu jak Boeing czy Lockheed Martin.

Rocketplane Kistler realizuje projekt opracowany pod koniec lat 90. ubiegłego wieku przez byłych menedżerów programu Apollo. Zaprojektowali oni K-1, pojazd wielokrotnego użytku składający się z dwóch części pojazd. Całość ma blisko 37 metrów długości i waży wraz z paliwem ok. 382 ton. Każdy z modułów ma swój własny system napędowy i po rozdzieleniu się może działać samodzielnie. Co ciekawe, część napędu K-1 to unowocześnione rosyjskie silniki NK33/43 zbudowane na potrzeby radzieckiego programu księżycowego. Wehikuł może wynieść na orbitę 200-kilometrową 4,5 tony ładunku i 2 tony na wysokość 900 kilometrów. (ISS krąży na wysokości ponad 300 kilometrów nad Ziemią).

Z dotychczasowych doniesień wynika, że K-1 będzie służyć raczej jako bezzałogowy statek dostawczy, dowożący towary na ISS.

Natomiast ludzi zapewne będzie woził SpaceX Dragon opracowany przez inżynierów firmy SpaceX. Podstawą tego statku jest towarowa lub załogowa kapsuła zdolna przewieźć ładunek (na razie nie wiadomo dokładnie jak duży) albo siedem osób. W kosmos wynosić ją będzie rakieta Falcon9. Średnica kapsuły wynosi zaledwie 3,6 metra, ale jak zapewniają jej twórcy, to wystarczy, by ukryć w niej ludzką załogę plus w pełni sprawny system podtrzymywania życia, który ma działać przez 30 dni. O SpaceX Dragonie na razie wiadomo niewiele, bo szczegóły jego konstrukcji są utrzymywane w tajemnicy.

Jednak w wyścigu o kosmiczne pieniądze startuje też czarny koń. Dołączył on do stawki kilka miesięcy temu, lecz już wysuwa się na pierwszą pozycję. Chodzi tu o firmę Transformational Space Corp. Skład jej zarządu jest imponujący, tworzą go m.in. specjalista od broni masowego rażenia, były astronauta, współzałożyciel pierwszego amerykańskiego radia satelitarnego, były analityk ds. nauki z Białego Domu. Ale gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości co do merytorycznego przygotowania pracowników tej firmy, warto wymienić jedno nazwisko: Burt Rutan.

To właśnie Rutan, twórca pierwszego prywatnego pojazdu suborbitalnego SpaceShipOne, pracuje właśnie nad Crew Transfer Vehicle (CXV) - pojazdem kosmicznym zdolnym dowieźć na orbitę 4-6 osób. CXV miałby być wynoszony na wysokość 7,600 metrów przez specjalnie przystosowany samolot i dopiero stamtąd wyruszać w dalszą podróż. Na identycznej zasadzie działa SpaceShipOne.

Komu pierwszemu uda się zbudować w pełni sprawny pojazd orbitalny? SpaceX, Rocketplane Kistler czy Transformational Space Corp.? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Warto jednak wziąć po uwagę fakt, że posiadanie wśród swych współpracowników Rutana daje Transformational Space Corp. przewagę nad konkurencją. Tacy wynalazcy jak on nie poddają pola bez walki.





















Reklama