Amerykańscy badacze opracowali urządzenie o nazwie The Sniff Magnitude Test (SMT). Wykrywa ono zaburzenia węchu, które są symptomem wielu groźnych chorób. Ocena jakości powonienia jest istotna m.in. w diagnostyce choroby Alzheimera oraz w chorobie Parkinsona. Zaburzenia węchu dotykają 24-28 proc. osób autystycznych. Wadliwe funkcjonowanie zmysłu powonienia to jeden z pierwszych objawów choroby Creutzfeldta-Jakoba. Może zwiastować także problemy psychiczne: schizofrenię czy zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.

Pomysłodawcami urządzenia są Robert Frank i Robert Gesteland z University of Cincinnati. Swoje badania prowadzili przez ponad siedem lat. Pierwotnie SMT miał służyć wyłącznie otolaryngologom i neurologom, jako dodatkowe narzędzie weryfikacji zmysłu powonienia pacjentów. Testy skuteczności SMT przeprowadzono wśród 166 mieszkańców Cincinnati, w wieku od 3 do 9 oraz od 18 do 93 lat.

I wtedy okazało się, że moc diagnostyczna urządzenia i ilość jego potencjalnych zastosowań są o wiele większe. Sniff Magnitude Test bowiem to maszynka niezwykle prosta w obsłudze, idealnie sprawdzająca się zarówno w diagnostyce małych dzieci, jak i osób starszych. W przeciwieństwie do wcześniejszych testerów funkcji węchowych, badanie SMT nie wymaga ani znajomości zapachów, ani ich nazewnictwa. Nie wymaga nawet zdolności mówienia. Na dodatek trwa niespełna pięć minut i można je wykonać w dowolnym miejscu.

Mechanizm składa się z kilku połączonych elementów: laptopa z odpowiednim oprogramowaniem, piezoelektrycznego przetwornika, puszek z zapachami oraz kanuli nosowej czyli plastikowej rurki. Jak działa? W otworach nosowych pacjenta umieszcza się gumową rurkę, połączoną z puszką zawierająca określony zapach. Do puszki dołączony jest piezoelektryczny przetwornik, czyli przyrząd pomiarowy. Jaki zapach kryje w sobie puszka? Otóż: jak najbrzydszy. Najskuteczniejszy jest ponoć fetor dojrzałego sera połączony z wonią zjełczałego mięsa oraz spalenizny zmieszanej z zapachem skunksa. Aby uczestnicy badania mogli odpocząć od obrzydliwego odoru, w przerwach podaje im się puszkę z octanem amylu pachnącym jak banany.

"Zasada działania testu jest prosta. Gdy w trakcie wąchania wyczuwasz brzydki zapach, bierzesz mniejszy oddech, niż gdy nie czujesz nic" - wyjaśnia Robert Frank. "Osoba ze zdrowym zmysłem powonienia nieprzyjemną woń wciąga dwa razy słabiej niż bezwonne powietrze" - tłumaczy uczony. Tymczasem pacjent, który nie czuje zapachu lub ma osłabiony węch, z równą siłą wciąga powietrze cuchnące i neutralne.

Prawda jakie to proste? Sceptycy mogliby jednak podważyć wiarygodność podobnego badania. Może się bowiem zdarzyć, że zaburzenia powonienia wystąpią u człowieka zdrowego. Nerw węchowy bardzo łatwo uszkodzić w trakcie najmniejszego nawet urazu głowy czy w infekcji wirusowej. Według Roberta Franka kłopoty z węchem nigdy nie są objawem pozytywnym i na ogół oznaczają mniejsze lub większe kłopoty ze zdrowiem. Nawet jeśli świadczą "tylko" o uszkodzeniu nerwu, krzywej przegrodzie nosowej czy tzw. polipach.

Mimo że negatywny wynik testu nie jest z pewnością wyrokiem skazującym, to niewątpliwie jest ostrzeżeniem, którego nie wolno zbagatelizować. Sniff Magnitude Test może dostarczyć przydatnych informacji o tożsamości samej choroby i o stopniu jej rozwoju. Pozwoli również wykrywać osoby o wyjątkowo czułym zmyśle powonienia.

Obecnie prowadzone są końcowe testy SMT w niemieckiej klinice specjalistycznej oraz na University of Pennsylvania. W ostatniej fazie badań jest też pięć prototypów SMT wykorzystujących różnego rodzaju brzydkie zapachy. W przyszłości naukowcy będą próbowali udoskonalić urządzenie. Ich głównym celem jest scharakteryzowanie zaburzeń węchu u osób chorych na poszczególne choroby. Kiedyś pozwoli być może na stworzenie testu zapachowego diagnozującego konkretną chorobę w jej wczesnym stadium.