Brytyjczycy opracowali nowy model dokładniejszego niż do tej pory prognozowania zmian klimatycznych, tzw. DePreSys - Decadal Climate Prediction System. Uwzględnia on nie tylko przewidywane zmiany w emisji gazów cieplarnianych oraz aerozoli pochodzących z ludzkiej działalności, ale i obserwacje stanu atmosfery i oceanów. Innymi ważnymi czynnikami, jakie zostały włączone do tego modelu, są tzw. całkowita irradiacja Słońca, czyli ilości energii, która dociera do Ziemi wraz z promieniowaniem słonecznym (zmienia się ona nieznacznie w cyklu jedenastoletnim) oraz wpływ aerozoli dostających się do atmosfery w wyniku wybuchów wulkanów.

Ten ostatni czynnik jest oczywiście czysto hipotetyczny, gdyż, jak podkreślają autorzy artykułu w "Science", ciągle nie potrafimy przewidywać erupcji wulkanicznych. Udało im się jednak włączyć do swego modelu informacje o działaniu prądu El Ninio oraz zmiany w tzw. pojemności cieplnej oceanów, czyli ilości ciepła pochłanianej przez nich wody.

Badacze testowali swój system, prognozując zmiany klimatu w przeszłości. Dzięki temu mogli porównać wyniki, które podawał, z rzeczywistymi warunkami odnotowanymi na świecie dla dziesięciolecia pomiędzy 1995 a 2005 rokiem.

Co ciekawe, model Brytyjczyków poprawnie przewidział początkowe ochłodzenie, a dopiero późniejszy wzrost temperatur w tym okresie. Uczeni przekonali się więc, że ich system jest dokładniejszy od dotychczasowych. Potem przeprowadzili symulacje warunków pogodowych na najbliższe lata. Wynika z nich niezbicie, że choć klimat na Ziemi wciąż będzie się ocieplał, najbliższe lata mogą być nieco chłodniejsze, niż sądzimy.

Jednak i tak, jak twierdzą naukowcy, większość lat po 2009 roku może mieć średnie temperatury wyższe niż te zanotowane w roku 1998, który był najgorętszym w XX wieku. A w 2014 roku średnia temperatura na świecie wzrośnie o ok. ćwierć stopnia Celsjusza w stosunku do odnotowanej dekadę wcześniej.







Reklama