Ze znanymi gatunkami też nie jest dobrze. Obecnie zagrożonych zagładą jest 8,3 tys. gatunków roślin oraz 7,2 tys. zwierząt z całego świata. Podczas lektury kolejnych niepokojących raportów ekologów wielu z nas zadaje sobie pytanie: czy działania na rzecz ochrony przyrody mają w ogóle sens? Zdecydowanie tak. Dowodzi tego wielki raport opublikowany w ostatnim numerze pisma "Science". Kilka niezależnie pracujących grup naukowców pokazało, że nawet małe, lokalne inicjatywy oraz odpowiednie regulacje prawne wystarczą, by ocalić gatunki, którym wróżono całkowite wymarcie. Te wielkie sukcesy ekologów stanowią niezbity dowód na to, iż przyszłość zagrożonych zagładą stworzeń czy obszarów zależy wyłącznie od naszych działań.
Siedem ostatnich tchórzy
Jedną z częściej stosowanych strategii ochrony zwierząt jest ich hodowla w niewoli. Gdy tylko strażnicy przyrody orientują się, że w naturze liczebność danego gatunku dramatycznie spada, wyłapuje się ostatnie osobniki i przesiedla do rezerwatów lub ogrodów zoologicznych, by mogły się tam bez przeszkód rozmnażać. Gdy zwierząt jest odpowiednio dużo, wracają do swojego środowiska naturalnego. Niestety, takie akcje rzadko kończą się sukcesem. Dzieje się tak dlatego, że na wolności nadal istnieją warunki, które wcześniej doprowadziły do zmniejszenia się liczby przedstawicieli danego gatunku - wyjaśnia dr Martin Grenier z Departamentu Zoologii i Fizjologii amerykańskiego University of Wyoming w Laramie. Co więcej, wywodząca się z kilku osobników grupa ocalonych jest słabo zróżnicowana genetycznie, przez co zwierzęta są bardziej narażone na choroby i gorzej się adaptują do zmian środowiska.
Jednak mimo tych niesprzyjających ograniczeń, hodowane w niewoli osobniki mogą na powrót z sukcesem skolonizować swe pierwotne środowisko. Dowodzi tego przykład amerykańskich tchórzy czarnołapych (Mustela nigripes), żyjących w rejonie Shirley Basin w stanie Wyoming. To najbardziej zagrożone zagładą ssaki w Ameryce Północnej. W 1936 r. tchrze czarnołape uznano za wymarłe na wolności na terenie Kanady. Widząc co się dzieje, w połowie lat 80. XX wieku amerykańscy biolodzy schwytali ostatnie żyjące na wolności zwierzaki, by hodować je w niewoli. "W pewnym momencie było ich zaledwie 18!" - mówi dr Grenier. Z tych kilkunastu sztuk, w 1986 r. siedem trafiło do ogrodów zoologicznych oraz do uniwersyteckich laboratoriów, gdzie zamierzano odtworzyć stadka tych zwierząt.
Mały drapieżnik wraca do domu
Po pięciu latach hodowli w niewoli rozpoczęto reintrodukcję, czyli powtórne osiedlanie tchórzy w ich środowisku naturalnym, w Wyoming. W latach 1991-1994 na tereny prerii Shirley Basin wypuszczono 228 osobników. Niestety, kiedy dwa lata później zliczono dziko żyjące zwierzaki, okazało się, że przeżyło jedynie 25 sztuk, a reszta padła ofiarą różnych chorób. W 1997 r. na wolności znaleziono tylko pięć osobników. Gdy wydawało się już, że uczeni ponieśli klęskę, doszło do niezwykłego zwrotu akcji. W 2003 r. uczeni powtórnie wybrali się w rejon Shirley Basin i ku własnemu zdumieniu natrafili na ponad 50 tchórzy! Po kolejnych trzech latach liczba zwierząt wzrosła czterokrotnie i wyniosła 223 osobniki. Gatunek ten można więc uznać za ocalony. Podobne akcje mają szanse zakończyć się sukcesem, gdy zostaną przeprowadzone w odpowiedni sposób, np. odda się do dyspozycji zwierząt spory teren - podkreśla Grenier.
Bąki, nury i polityka
Także po drugiej stronie Atlantyku ekolodzy mogą się pochwalić wielkimi sukcesami w dziedzinie ochrony przyrody. Tu z pomocą naukowcom przyszli - co rzadkie - politycy. Jak wykazali brytyjscy naukowcy, publikujący wyniki swoich badań w Science, odpowiednie regulacje prawne naprawdę przynoszą pożądane efekty.
Zespół pod kierunkiem dr. Paula Donalda z Royal Society for the Protection of Birds postanowił sprawdzić skuteczność jednego z międzynarodowych paktów dotyczących ochrony dzikiego ptactwa - Dyrektywy Unii Europejskiej ds. Ptaków z 1979 r.
Na liście zwierząt umieszczonej w dyrektywie znalazło się ponad 180 gatunków, m.in. rybołowy (Pandion haliaetus), szablodzioby (Recurvirostra avosetta), nury czarno- i rdzawoszyje (Gavia arctica i Gavia stellata) oraz bernikle (Branta leucopsis).
W Unii ptakom lepiej
By określić skuteczność prawnych regulacji, uczeni przeanalizowali zmiany w liczebności ok. 140 gatunków ptaków. Zbadano, jak ptaki znajdujące się na liście gatunków chronionych radziły sobie w krajach unijnych (za takie uznawano państwa należące do tej wspólnoty w 1979 r.). Po raz pierwszy ktoś zdecydował się na sprawdzenie skuteczności podobnych regulacji i byliśmy naprawdę zaskoczeni wynikami naszych badań - mówi dr Paul Donald. Okazało się, że w przypadku niemal wszystkich gatunków, liczba ptaków rosła szybko tam, gdzie obowiązywały postanowienia dyrektywy z 1979 r.
"Warto zauważyć, że wybór metod i stopnia ochrony gatunku pakt pozostawiał w gestii poszczególnych rządów" - mówi dr Donald. Badacze wykazali, że im więcej rezerwatów tworzył kraj, tym więcej było w nim ptaków.
Amazonia pod ochroną prawa
Okazuje się jednak, że międzynarodowe postanowienia dotyczące ochrony przyrody sprawdzają się nie tylko w przypadku pojedynczych gatunków, ale i całych ekosystemów, np. deszczowego lasu w Peru. Podczas, gdy brazylijska część Puszczy Amazońskiej znika w zatrważającym tempie, wycinana pod drogi, pastwiska oraz pola uprawne, w Peru udało się uchronić ją przed tym straszliwym losem. I to z całkiem niezłym skutkiem, czego dowodzą badania zespołu dr. Gregoryrsquo;ego Asnera z Carnegie Institution of Washington w Stanford. Uczeni przeanalizowali fotografie satelitarne peruwiańskich obszarów leśnych. Zdjęcia zrobiono w latach 1999 - 2005. Jak się okazało, mimo że w Peru także prowadzi się wycinkę puszczy, ma ona miejsce niemal wyłącznie na terenach niepodlegających ochronie prawnej. Drzewa wycina się na obszarach specjalnie przeznaczonych pod wyrąb.
Oznacza to, że regulacje prawne wprowadzone przez peruwiański rząd są powszechnie respektowane, co zapobiega niszczeniu unikalnego lasu.
"Prace opublikowane w <Science> stanowią niezbity dowód, że stosowane przez nas strategie ochrony przyrody przynoszą rezultaty" - podkreśla dr Thomas Brooks, ekolog z amerykańskiego instytutu Conservation International. "Miejmy się jednak na baczności, bo walka o przyrodę nie została jeszcze wygrana".
Agnieszka Szymczak: Ile gatunków roślin i zwierząt jest w Polsce objętych ochroną?
Przemysław Nawrocki: Pod ochroną gatunkową są wszystkie gady, większość ptaków i ssaków, ok. 250 gatunków roślin - w tym cis pospolity i limba - kilkadziesiąt gatunków grzybów i owadów. W sumie jest ich ok. 700.
Czy wszystkie nasze chronione gatunki są zagrożone wyginięciem?
Większość z nich jest w niebezpieczeństwie, bo spada ich liczebność lub zmniejsza się teren występowania. W Polsce obowiązują jeszcze przepisy, z czasów, gdy dzielono gatunki na pożyteczne i szkodliwe. Niektóre spośród tych pierwszych są objęte ochroną. Wśród nich jest kos, mimo że występuje powszechnie. Kiedyś uważano, że trzeba go wspierać, bo niszczy szkodniki drzew. Obecnie odchodzi się od tego podziału. Nadaje się roślinom i zwierzętom odpowiedni status ochronny. Wśród kręgowców na tzw. czerwonej liście zwierząt ginących i zagrożonych znajdują się w Polsce 152 gatunki. Wśród nich jako zanikłe określono 16, np. tura, jesiotra i dropia, a jako krytycznie zagrożone aż 22, np. łososia, węża eskulapa i kozicę.
Kiedy dany gatunek jest usuwany z listy zagrożonych zagładą?
Gdy liczba osobników danego gatunku się zwiększa, a siedlisko tych zwierząt nie ogranicza się do jednego miejsca. Generalnie przyjmuje się, że min. 1 tys. osobników gwarantuje gatunkowi przetrwanie. Ważne jest też to, by oceniać sytuację gatunku na większym terenie, a nie np. tylko w jednym parku narodowym. Takie transkontynentalne podejście prezentuje Unia Europejska. Chodzi o to, by skoordynować działania nad ochroną poszczególnych siedlisk i gatunków na całym kontynencie. Tak powstał np. system Natura 2000, który chroni całe ekosystemy z kombinacją żyjących tam zwierząt i roślin. Objęcie ochroną 10 proc. siedlisk w skali światowej pozwoli uratować 45 - 70 proc. gatunków roślin i zwierząt. Oczywiście trzeba ocalić więcej niż 10 proc.by zachować bioróżnorodność.
Dlaczego bioróżnorodność jest taka ważna?
Bo to całe bogactwo przyrody. Można ją mierzyć na kilku poziomach. Najwyższy, to zróżnicowanie naturalnych ekosystemów. W ich obrębie bioróżnorodność przejawia się liczbą gatunków występujących w danym miejscu. Dalej jest różnorodność wewnątrzgatunkowa mierzona na poziomie genów. Chodzi o to, że z punktu widzenia ochrony przyrody nie wystarczy ochronić jedną małą populację danego gatunku, bo gatunki, szczególnie te o dużym terytorium występowania, różnią się pod względem genetycznym w poszczególnych miejscach.
Czyu nas udało się uratować jakieś zwierzęta?
Na szczęście tak. Świetnym przykładem jest bóbr. W stanie dzikim wyginął po II Wojnie Światowej. Na początku lat 90. XX wieku został jednak reintrodukowany, tzn. hodowano go w niewoli i wypuszczano do środowiska naturalnego. Zadomowił się u nas znakomicie, początkowo w rezerwatach, a teraz występuje już wszędzie, nawet w dużych miastach. Spośród ptaków uratowaliśmy orła bielika. W latach 70 XX w. w kraju było ok. 50 par tych ptaków. Obecnie mamy ich już ok. 500, najwięcej w Polsce północnej. Podobnie udało się z krukiem. Jeszcze trzydzieści lat temu należał do rzadkości. Dziś, dzięki ochronie, jest wszędzie. Połowicznym sukcesem okazała się natomiast ochrona wilka. Mimo pełnej ochrony liczba wilków w naszym kraju nie rośnie tak szybko, jak byśmy chcieli, bo giną często we wnykach kłusowników.
Czyli, by skutecznie ochronić zwierzęta, potrzebne jest wsparcie lokalnych społeczności?
To jeden z warunków sukcesu. Widać to świetnie na przykładzie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Utworzono go w 1993 roku. Teraz jest głównym pracodawcą w regionie i cieszy się ogromnym poparciem miejscowej ludności. Na to poparcie pracował m.in. WWF, który organizował programy przygotowujące okolicznych rolników do pozyskiwania funduszy z Unii Europejskiej wspierających naturalne metody gospodarowania sprzyjające ochronie bioróżnorodności.
Jakie zwierzęta chroni Biebrzański Park Narodowy?
Jest schronieniem 75 proc. żyjących w UE wodniczek. To małe, szare ptaszki, symbol polskiej przyrody w UE. W parku łatwo też zobaczyć łosia. Dużo częściej niż dawniej spotyka się żurawie, ale to wynika częściowo z tego, że ptak ten zmienił swe przyzwyczajenia i przestał być tak płochliwy. Nie udało się, niestety, uratować bataliona, który już tam prawie nie gniazduje. Jemu szkodził zanik tradycyjnych pastwisk i obce drapieżniki np. norka amerykańska. Staramy się temu jakoś zapobiec. Nad Biebrzą pojawiają się też rzadkie gatunki motyla, np. niepylak mnemosyna. Jego krewniak, niepylak apollo został w Polsce ogromnie przetrzebiony, dawniej, głównie przez kolekcjonerów owadów.
Dr Przemysław Nawrocki jest kierownikiem projektu WWF "Rzeki dla życia"