Zakończone w środę wydarzenie jest uważane za największy europejski kongres medyczny i największy na świecie kongres kardiologiczny. Szacuje się, że w Sztokholmie w dniach od 28 sierpnia do 1 września zgromadziło się na nim ok. 30 tys. uczestników - naukowców i lekarzy, przedstawicieli mediów i firm farmaceutycznych. W kuluarach specjaliści podkreślali, że tegoroczne spotkanie szczególnie obfitowało w ciekawe i przełomowe doniesienia na temat nowych możliwości terapii pacjentów z chorobami układu krążenia. Autorami lub współautorami wielu prac prezentowanych na kongresie byli polscy naukowcy.
Jednymi z najbardziej oczekiwanych były wyniki badania EINSTEIN-DVT nad doustnym lekiem przeciwzakrzepowym o nazwie rivaroxaban u chorych z zakrzepicą żył głębokich. Charakteryzuje się ona powstawaniem zakrzepów w żyłach głęboko położonych, najczęściej podudzi, ud i bioder. Jest to bardzo groźna choroba, która nie zawsze daje objawy, ale może doprowadzić do zgonu z powodu zatorowości płucnej - gdy zakrzep w nodze oderwie się i dotrze do płuc. Tak stało się w przypadku polskiej mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem Kamili Skolimowskiej. Czasem skrzeplina przedostaje się do mózgu i wywołuje udar albo długotrwale blokuje drożność żyły, co może spowodować konieczność amputacji nogi.
Zakrzepica żył głębokich dotyczy milionów ludzi na świecie. Częstość tego schorzenia wzrasta z wiekiem, szczególnie zagrożone są nią osoby unieruchomione, np. z powodu operacji, chorzy na nowotwory złośliwe, osoby otyłe oraz kobiety w ciąży. Ryzyko zakrzepicy żył jest też podwyższone u osób zażywających niektóre leki, jak hormonalne pigułki antykoncepcyjne.
Leki stosowane obecnie w terapii ostrych epizodów zakrzepicy oraz w prewencji powstawania kolejnych zakrzepów są dla pacjentów bardzo uciążliwe. Heparynę podaje się w postaci zastrzyków w brzuch, co jest niewygodne i może powodować zrosty. W przypadku doustnej warfaryny chory musi uważać na to, co je i pije, bo ma to wpływ na stężenie leku w organizmie - może on bardzo wzrosnąć zwiększając ryzyko udaru krwotocznego, albo spaść, co zwiększa ryzyko kolejnego zakrzepu. Podawanie obydwu tych leków wymaga też bardzo częstych kontroli.
Rivaroxaban hamuje proces krzepnięcia krwi na innej zasadzie, niż warfaryna czy heparyna. Zaczyna działać szybko po podaniu i szybko jest usuwany z organizmu. "Dlatego pacjent leczony przeciwzakrzepowo może go odstawić dzień przed pójściem do dentysty, podczas gdy w przypadku warfaryny wymaga to kilku dni, a wtedy ryzyko udaru czy zatorowości płucnej znacznie wzrasta" - powiedział PAP kierujący badaniem EINSTEIN-DVT prof. Harry Bueller z Akademickiego Centrum Medycznego w Amsterdamie. Chorzy nie muszą też uważać na dietę i alkohol.
Badaniem EINSTEIN-DVT, które prowadzili również polscy lekarze, objęto ponad 3,4 tys. pacjentów z zakrzepicą. Okazało się, że rivaroxaban jest co najmniej tak skuteczny jak dotychczas stosowane leki.
Według prof. Buellera, wyniki te są bardzo zadowalające, gdyż skuteczność heparyny i warfaryny jest wysoka. Jak podkreślił specjalista w rozmowie z PAP, trzeba też pamiętać, że w badaniach klinicznych dawki warfaryny były dobierane znacznie dokładniej niż w realnym życiu, gdy chorzy muszą robić to sami uwzględniając m.in. interakcje z dietą. "W rzeczywistości rivaroxaban może mieć większą skuteczność niż w naszych badaniach" - zaznaczył. W przyszłości naukowcy planują sprawdzić tę hipotezę.
Obecnie prowadzone są też badania nad skutecznością rivaroxabanu m.in. u pacjentów z migotaniem przedsionków, którzy są aż pięciokrotnie bardziej narażeni na udar mózgu z powodu zakrzepu oraz u pacjentów obłożnie chorych.
Inne przełomowe badanie, prezentowane w Sztokholmie, dotyczyło leczenia przewlekłej niewydolności serca. Choroba polega na tym, że serce nie jest w stanie pompować krwi w takich ilościach, które zaspokoją potrzeby tkanek. Prowadzi to do niedotlenienia organizmu, nietolerancji wysiłku fizycznego, męczliwości i ogólnie obniża jakość życia. Choroba jest też związana z częstymi pobytami w szpitalu oraz wysoką śmiertelnością - ocenia się, że połowa pacjentów z przewlekłą niewydolnością serca umiera w ciągu czterech lat od diagnozy.
Schorzenie dotyka coraz większej liczby ludzi na świecie; w Europie cierpi na nie ponad 15 milionów. Według prof. Piotra Ponikowskiego z 4. Szpitala Wojskowego oraz Akademii Medycznej we Wrocławiu, jest to związane z pewnym paradoksem - ponieważ obecnie coraz lepiej leczone są ostre schorzenia kardiologiczne, takie jak zawały serca, przybywa pacjentów z przewlekłą niewydolnością.
Badanie o nazwie SHIFT wykazało, że można o ok. jedną czwartą zmniejszyć śmiertelność z powodu tej choroby i w podobnym odsetku częstość hospitalizacji, jeśli do standardowo podawanych leków chorym doda się iwabradynę - lek spowalniający akcję serca (tj. liczbę uderzeń serca na minutę).
Wzięło w nim udział ponad 6,5 tys. pacjentów z niewydolnością serca, z czego połowa miała ciężką lub bardzo ciężką postać choroby (gdy chory w zasadzie tylko leży). Wszyscy mieli przyspieszoną akcję serca - średnio 80 uderzeń na minutę. Badanie trwało 23 miesiące, ale pierwsze korzyści z podawania iwabradyny zaobserwowano już po trzech miesiącach terapii. Pracę na ten temat opublikowano w najnowszym wydaniu tygodnika "Lancet".
Jak wyjaśnił w rozmowie z PAP prof. Ponikowski, który był w komitecie oceniającym punkty końcowe badania, szybka akcja serca, tj. 70 lub więcej uderzeń na minutę, jest czynnikiem, który zwiększa ryzyko zgonu. A ponieważ stwierdza się ją u ponad połowy chorych z przewlekłą niewydolnością serca, iwabradyna może pomóc wielu z nich. Jest to poza tym lek bardzo bezpieczny.
Na kongresie ESC przedstawiono też wyniki badań nad nowym lekiem o nazwie ticagrerol, który może poprawić skuteczność leczenia osób z ostrymi zaburzeniami krążenia w naczyniach wieńcowych, w tym po zawale serca. Objęto nimi ponad 10 tys. pacjentów. Okazało się, że - w porównaniu ze standardowo stosowanym lekiem - ticagrerol o 16 proc. zmniejszał ryzyko kolejnego zwału, udaru mózgu lub zgonu z powodów sercowych i o 34 proc. obniżał ryzyko powstania zakrzepu na stencie wszczepianym do naczynia wieńcowego w celu jego udrożnienia.
Jak podkreślali specjaliści obecni na kongresie, postępy w kardiologii sprawiają, że coraz większa liczba pacjentów ze schorzeniami sercowo-naczyniowymi żyje dłużej. Jednocześnie, choroby te ciągle są głównym zabójcą ludzi na świecie. W Europie powodują one co roku 4,3 mln (czyli niemal 50 proc.) zgonów. Nowe leki mogą jeszcze bardziej zmniejszyć śmiertelność z powodu tych schorzeń, a także znacznie poprawić jakość życia pacjentów, dlatego warto inwestować w badania nad nimi.